O meczu Promienia Żary z Czarnymi Żagań pierwsi pewnie będą chcieli jak najszybciej zapomnieć, a drudzy celebrować. Mam nadzieje tylko, że nie tak jak na filmiku, który kiedyś widziałam. Ale do brzegu.
Promień to dziwna drużyna, która potrafi wygrzebać się ze głębokiego bagna albo sama sobie wykopać dół na szambo. Ich gra to typowy rollercoaster. Góra-dół i tak ciągle. Tylko tych dołów jest ostatnio jakby coraz więcej. Wiadomo, że zespół jest zdziesiątkowany przez kontuzje i chyba już tylko siłą woli próbuje utrzymać się na powierzchni wśród żerujących rekinów.
Czarni swoje przeszli, w ciągu roku zmienili trenera trzykrotnie. Ostatni sezon nie był zbyt udany w ich wykonaniu, tak jak poprzedni i jeszcze wcześniejszy, więc zmiany były stanowczo potrzebne. I jak to mówią do trzech razy sztuka. Czyżby nowy szkoleniowiec, to był strzał w 10? Póki co poskładał doświadczenie i młodość w zgraną drużynę.
Nieskuteczna tikitaka
Pierwsze 15 minut było pojedynkiem bardzo wyrównanym. Podopieczni Łukasza Czyżyka usiłowali grać swoje, czyli odbierać przeciwnikom piłkę już na ich połowie i konstruować akcje. Jakoś to się sprawdzało do momentu oddania strzału na bramkę. Jednak przebicie się przez żelazną gardę ustawioną przez piłkarzy z Żagania, było już ponad ich siły. Skutku nie przynosiła także żarska tikiatka. Setki podań ja do ciebie -ty do mnie, okazały się psu na budę, bo przyjezdni przyglądali się tej zabawie przed linią pola karnego ze stoickim spokojem i przyczaili się jak polujący kot na polu.
Przeczekali taktykę „tysiąc podań do” i zaczęli grać swoje, czyli lagę w okolice pola karnego, przed którym stał, niczym wieża Eiffla, Strugaru. Ta bardzo czytelna taktyka "3 podania do" idealnie się sprawdziła i podopieczni Andrzeja Wilczackiego zaczęli dominować na boisku, choć dzielnie próbował konkurować z nimi sędzia prowadzący spotkanie. Marcin Domina(może to kwestia nazwiska?) lubi być w centrum uwagi i pokazywać, że jest człowiekiem na boisku najważniejszym. Dwaj asystenci wyszukani chyba na castingu w przedszkolu, nie bardzo nadążali za akcjami i ich decyzje czy podnieść chorągiewkę, czy nie, ewidentnie były dziełem przypadku. A do tego robili to, tylko i wyłącznie, pokazując spalonego. Jakby w tym dniu z arbitrem głównym mecz prowadzili sędziowie przygodni, efekt byłby podobny.
Call of Duty...po wojskowemu
Czarni „strzelankę” zaczęli w 18 minucie. Po faulu, który sędziowie nazywają między sobą miękkim, arbiter zdecydował się na wskazanie jedenastki. Zrobił to jednak po krótkim namyśle, jakby do końca nie był pewny, czy to wydarzenie zasługiwało na interwencję z jego strony. Po głębokim zastanowieniu stwierdził jednak, że owszem chce użyć gwizdka. I zagwizdał. Jedenastkę pewnie wykorzystał Błażej Strugaru. Od tego momentu przyjezdni zaczęli grać z żaranami w dziada, dochodząc do sytuacji strzeleckich z dziecinną wprost łatwością. Kwadrans później było już 2:0. Do bramki w ekwilibrystyczny sposób trafił Damian Wypych.
To zupełnie odcięło prąd gospodarzom. Defensywa miejscowych kompletnie się posypała. Gdy dodać do tego kompletny brak środka pomocy i niemoc strzelecką, to wychodziło, że Promień nie dojechał na mecz. A Czarni robili, co chcieli. A chcieli wygrać i to wysoko. Minutę po drugim golu, Błażej Strugaru zdobył swoją kolejną bramkę i choć inny zawodnik Czarnych, biorący udział w akcji, był na spalonym, sędzia gola uznał. Ot taki kaprys. Pierwsza część spotkania skończyła się wynikiem 3:0 dla gości.
Na drugą część zawodnicy Promienia wyszli jak na skazanie. Chyba mieli już dość i ewidentnie chcieli być już w innym miejscu, i w innym czasie. Zespół Czarnych niby wykonał już plan, ale kto zabroni się pobawić, jak jest na to zgoda?
Gospodarze próbowali zatrzeć fatalne wrażenie z pierwszych 45 minut, ale tak krawiec kraje jak mu materiału staje. Promień nie był w stanie zagrozić w żaden sposób bramce przyjezdnych, zamurowanej żelbetem na amen. Gdy w 70. minucie Rafał Rogalski zobaczył czerwoną kartkę, losy spotkania były przesądzone. I choć grający w przewadze żaganianie mogli dobić leżącego przeciwnika i podwyższyć rezultat jeszcze kilka razy, w tym z karnego, pojedynek zakończył się wynikiem 3:0 dla gości.
Wypowiedzi szkoleniowców
-W pierwszej połowie brakowało w mojej drużynie charakteru i zęba na boisku drużyna gości była bardziej zdeterminowana i wykorzystała nasze błędy w obronie. W drugiej połowie wychodzimy bardziej zmobilizowani, ale po czerwonej kartce Rogalskiego nie byliśmy w stanie odwrócić losów spotkania. Czarni w tym spotkaniu byli lepsi, skuteczniejsi i zasłużenie wygrali. My dalej borykamy się z plagą kontuzji, ale nie załamujemy się i wyjeżdżamy do Odry z zamiarem wywalczenia 3 punktów. Ten mecz to już historia, a my patrzymy już tylko przed siebie. Będzie analiza meczu i mam nadzieję, że wyciągniemy pozytywne wnioski i zagramy dużo lepiej w następnym meczu. Głowa do góry. Walczymy dalej o kolejne punkty-stwierdził Łukasz Czyżyk, trener Promienia Żary.
Jestem zadowolony, bo po dwóch porażkach wywozimy z trudnego terenu 3, punkty. Liga jest bardzo wyrównana i tutaj każdy z każdym może zdobyć punkty. Druga połowa nie miała tak wyglądać. Może dlatego, że do przerwy prowadziliśmy już 3:0 i w szeregi wkradło się za duże rozluźnienie, a w końcówce to już zupełna nonszalancja, bo graliśmy przecież w przewadze, mieliśmy rzut karny i kilka dogodnych sytuacji, których nie wykorzystaliśmy. Brakło po prostu zimnej głowy i zwykłego piłkarskiego cwaniactwa, bo zamiast uderzać trzeba było podać lepiej ustawionemu koledze, wtedy wynik mógłby być wyższy. Przed nami ciężkie mecze z czołowymi drużynami i musimy się postarać jeszcze mocniej niż dzisiaj, żeby zdobyć punkty- powiedział Andrzej Wilczacki, trener Czarnych Żagań
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?