Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bracia Kopocińscy odkrywają kolejne sekrety kresowego świata. Tym razem Równe

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Żarscy strażnicy kresowej pamięci, Krzysztof i Zbigniew Kopocińscy, napisali kolejną książkę - „Szpital Wojskowy w Równem w latach 1919-1939”. Dzięki niej możemy poznać bogactwo i różnorodność Kresów. Okazuje się, że od kresowych medyków moglibyśmy wiele sie nauczyć.

Obaj Panowie kojarzycie mi się i Czytelnikom „GL” z Kresami. Jednak to raczej nietypowa książka o Kresach...?

ZK: Kresy Wschodnie były obszarem tak barwnym i wieloformatowym, że trudno byłoby bogatą historię i dokonania mieszkańców tego regionu zamknąć w jednym typie publikacji. Ta książka ukazuje wkład, w tym przypadku jednego miasta wołyńskiego, w rozwój polskiej wojskowej służby zdrowia.

Myślę, że część Czytelników może kojarzyć niektóre nasze wcześniejsze książki, w których również staraliśmy się pokazywać wkład lekarzy i personelu medycznego z Kresów Wschodnich w rozwój polskiej medycyny.

Przypomnijmy, iż przymiotnik „kresowy” w nazwie naszego macierzystego szpitala, czyli 105. Kresowego Szpitala Wojskowego w Żarach, którą na nasz wniosek w 2014 r. nadał żarskiej lecznicy minister obrony narodowej, była właśnie wynikiem dwóch dużych monografii opisujących historię tej placówki. Historią wojskowej służby zdrowia zajmujemy się od lat, pasją tą „zaraziliśmy się” jeszcze w czasie studiów w Wojskowej Akademii Medycznej.

Dlaczego wzięliście Panowie na celownik akurat Równe?

KK: Po pierwsze chcieliśmy pokazać, że Wołyń nie powinien kojarzyć się jedynie z działalnością zdziczałych ukraińskich rezunów z band tzw. UPA, ale także z wielkimi dokonaniami polskiej wojskowej służby zdrowia. Nie bez znaczenia jest też, iż familia nasza wywodzi się z Kresów, choć akurat w Równem nikt z krewnych nie mieszkał ani nie pracował. Drugi powód? W latach 2018-2021 obchodzimy setną rocznicę restytucji państwa polskiego oraz zakończenia działań wojennych. Chcieliśmy pokazać wkład polskiej wojskowej służby zdrowia w odzyskanie niepodległości, o czym niestety bardzo rzadko się wspomina, prezentując przede wszystkim różnego rodzaju dokonania militarne.

A czy kilkuminutowa szarża kawalerii bądź atak piechoty na bagnety jest czynem stokroć bardziej bohaterskim niż praca personelu szpitala polowego w warunkach zagrożenia życia? Czy dobrowolne pozostanie lekarzy i pielęgniarek z rannymi w szpitalu, gdy nasze wojska się wycofują a wiadomo, że nieprzyjaciel morduje personel wraz z pacjentami, jest czymś tak powszechnym i oczywistym?

Stawiamy te pytania, gdyż żaden polski szpital wojskowy nie został udekorowany Krzyżem Virtuti Militari, mimo wniosku komendanta, a orderem tym mogą się poszczycić jednostki wszystkich rodzajów wojsk, co uważamy za niesprawiedliwe.

Kresy w powszechnej opinii to kraina wsi i miasteczek, cywilizacyjne peryferie. A jak było z medycyną?

ZK: Miejmy świadomość, że spośród pięciu ówczesnych polskich centrów uniwersyteckich dwa znajdowały się we wschodnich regionach, w Wilnie i we Lwowie. Były to wielkie ośrodki nie tylko naukowe, ale także kulturowe, promieniujące na cały kraj, jak również daleko poza granice. Medycyna kresowa to przede wszystkim dwa wspaniałe wydziały lekarskie wspomnianych wyżej uniwersytetów, nie sposób tu też nie wspomnieć o jednym z najwybitniejszych polskich lekarzy, gen. prof. Ludwiku Rydygierze. Ten światowej sławy chirurg jako pierwszy w historii wykonał operację resekcji żołądka w przebiegu choroby wrzodowej, zaś w listopadzie 1918 r. bronił Lwowa przed Ukraińcami i spoczywa pochowany w mundurze generalskim na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Mamy też Rudolfa Weigla, twórcę szczepionki zwalczającej dur plamisty, czyli tyfus. Lista wybitnych lekarzy z kresów wschodnich, nawet pisana drobnym drukiem, zajęłaby sporą ilość stron maszynopisu.

Jednak to były metropolie, a takie Równe…

KK: Tak, znacznie gorzej kształtowała się sytuacja w mniejszych miejscowościach, szczególnie położonych dalej na wschód. Był to wynik wieloletniej polityki eksploatacji gospodarczej przez zaborcę, ale także fakt, że w czasie I wojny światowej i późniejszych walk o granicę naszego państwa tam przechodziły fronty, których wojska pustoszyły ten region przez niemal sześć lat.

Na Kresach olbrzymie śmiertelne żniwo zbierały epidemie, szczególnie duru plamistego, duru brzusznego, czerwonki, ospy prawdziwej, grypy, znacznie wówczas groźniejszych niż nawet współczesna pandemia Covid-19.

W tym momencie szpital wojskowy w Równem był placówką na wagę złota. Szczęście sprzyjało wówczas Polakom, gdyż oddziały nasze zajmując miasto przejęły trzy dobrze wyposażone szpitale Rosyjskiego Czerwonego Krzyża, których personel i sprzęt umożliwiły wzmocnienie polskiego Szpitala Polowego nr 404, a następnie utworzenie w jego miejsce stacjonarnego szpitala wojskowego rozbudowanego do ponad tysiąca łóżek, którego rolę w gaszeniu epidemii trudno przecenić.

Szpital wojskowy. Czy to była awangarda?

ZK: Polska wojskowa służba zdrowia w okresie dwudziestolecia międzywojennego na wielu polach była motorem różnego rodzaju reform organizacyjnych, inicjatorem ciekawych badań czy twórcą nowych metod diagnostyczno-leczniczych. Cały kraj podzielony był na dziesięć okręgów, w każdym znajdował się jeden duży szpital okręgowy i kilka mniejszych placówek. II Okręg Korpusu czyli lubelski, w skład którego wchodził szpital wojskowy w Równem (nazwa kilkakrotnie się zmieniała, od 1931 r. był już szpitalem garnizonowym), obejmował m.in. obszar Wołynia a placówka ta była najbardziej wysuniętym na wschód polskim szpitalem wojskowym. Położenie determinowało jej istnienie a nawet rozbudowę, choć w innych okręgach mniejsze szpitale były stopniowo likwidowane.

W przypadku Równego było to niemożliwe, gdyż szpital zabezpieczał obszar nadgraniczny z dużą liczbą jednostek wojskowych i KOP, skąd do najbliższego szpitala okręgowego w Chełmie czy Lwowie było ponad 200 km. Jeśli mowa o awangardzie, to z całą pewnością placówka ta pełniła taką rolę w zakresie zwalczania epidemii groźnych chorób zakaźnych, zwłaszcza czerwonki.

Zapóźnienia cywilizacyjne sprawiały, iż mimo wielkich starań lekarzom nie udało się zapobiegać cyklicznym epidemiom, natomiast do perfekcji opanowali sposób ich tłumienia. Wielkim sukcesem było wygaszenie największej w historii polskiej armii w dwudziestoleciu międzywojennym epidemii czerwonki, jaka wybuchła w 1934 r. Przyjęte i zastosowane wówczas wzorce postępowania są modelowym rozwiązaniem, które mimo upływu wielu lat nie straciło na aktualności i z powodzeniem może być zastosowane w dzisiejszych epidemiach np. Covid-19. Podobna epidemia czerwonki wybuchła w 1924 r. w garnizonie Poznań, a jednak w stolicy Wielkopolski zanotowano znacznie większą liczbę ofiar śmiertelnych, co jest doskonałym dowodem tego, że w zakresie zwalczania chorób zakaźnych awangardą WP byli lekarze z Kresów.

Jakie wzorce, chociażby organizacyjne, byście Panowie powielili?

KK: Po 1945 r. model rozmieszczenia w kompleksie szpitalnym poszczególnych oddziałów i komórek organizacyjnych przejął niemal w 100 proc. stacjonujący tam szpital Armii Czerwonej a obecnie wzorzec ten powiela znajdujący się tam ukraiński szpital wojskowy. To chyba najlepsza rekomendacja, gdyż rozwiązania te przetrwały próbę czasu i zostały docenione przez kilka pokoleń lekarzy i to nie tylko Polaków.

Do dzisiaj istnieje piękny park szpitalny w Równem, gdzie rosną drzewa zasadzone jeszcze przez polską załogę. Myślę, że właśnie tworzenie placówek medycznych dysponujących własnym parkiem jest doskonałym pomysłem, który wyprzedzał o kilka pokoleń modne dziś trendy ekologiczne.

Wypada też zwrócić uwagę na piękno architektury ówczesnych budynków szpitalnych. Chory człowiek, to nie tylko chore ciało, ale także dusza, potrzebuje kojącego wpływu widoku pięknego parku, spaceru po zadbanych alejkach, kontaktu z estetyczną a nie tylko użyteczną architekturą.

ZK: Budynki szpitalne w Równem tworzono grubo ponad sto lat temu i nadal z powodzeniem wypełniają swą funkcję. Ale podkreśliłbym jeszcze jedno - przywiązanie do tradycji i sposób jej pielęgnowania. W którym współczesnym szpitalu na 1 listopada dyrekcja odwiedza groby wszystkich zmarłych bądź poległych pracowników swojej placówki? W Równem było to oczywiste. I imperatyw, który nakazywał lekarzom rówieńskim, bez względu na okoliczności, często przy użyciu improwizowanych środków, walczyć o zdrowie i życie pacjentów. Nie dysponowali nowoczesnym sprzętem, nawet EKG, bez którego współcześni medycy nie wyobrażają sobie funkcjonowania, a jednak stawiali na ogół trafne diagnozy i w wielu groźnych sytuacjach ratowali swych pacjentów…

Co Panów zaskoczyło podczas pracy nad książką?

KK: Ciężko nas zaskoczyć, ale… Znaleźliśmy historię Wojskowego Domu Publicznego w Równem zorganizowanego w 1919 r., który miał stanowić ważne ogniwo w profilaktyce szerzenia się chorób wenerycznych. W czasie dużych konfliktów zbrojnych zawsze dochodziło do nasilenia występowania tego typu schorzeń. Wielu polskich żołnierzy powołanych do służby w latach 1919-1920 wyznawało zasadę, trzeba przyznać dość racjonalną, choć pozbawioną ducha patriotyzmu, iż lepiej w bardzo przyjemnych okolicznościach „pozyskać” chorobę weneryczną a następnie trafić do szpitala, niż jechać na front i zginąć w walce. To w dużym stopniu obniżało wartość bojową jednostek.

Zatem utworzono wojskowy dom publiczny, który był usytuowany w hotelu w centrum miasta, przeznaczony wyłącznie dla żołnierzy i oficerów, ochraniany przez wojskową służbę, posiadający nadzór sanitarny lekarza wojskowego i felczera.

Wojskowa służba zdrowia opracowała cały szczegółowy regulamin korzystania z usług tego przybytku, odpowiedni cennik, inny dla oficerów a inny dla żołnierzy. Dokument ten nakazywał lekarzowi wojskowemu dokonywanie codziennego przeglądu wszystkich pań tam zatrudnionych. Z kolei felczer dokonywał przeglądu stanu zdrowotnego klientów, gdyż tylko zdrowi mogli korzystać z tutejszych usług, obowiązany był także do zastosowania farmakologicznych środków profilaktycznych zarówno przed, jak i po usłudze. Co ciekawe, „dyrektorka” tego przybytku na koniec miesiąca rozliczała się z komendą garnizonu oddając część zysku.

Niezwykła historia tego szpitala i zapomniana…

KK: Naszym marzeniem jest, by na pięknym budynku oddziału chirurgicznego w Równem, gdzie obecni gospodarze zawiesili dwie tablice pamiątkowe, jedną ku czci ukraińskiego wojskowego a drugą załogi Szpitala Armii Czerwonej stacjonującego w tych budynkach, znalazło się także odpowiednie upamiętnienie poświęcone polskim lekarzom i pielęgniarkom przez dwadzieścia lat ratujących zdrowie i życie mieszkańców Równego. Jesteśmy przekonani, że kiedyś się tak stanie.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zary.naszemiasto.pl Nasze Miasto