Czy można z piekła dostać się do nieba?O meczu Promienia Żary z Mieszkiem Konotop

Czy można z piekła dostać się do nieba? Otóż jak najbardziej można. Piłkarze Promienia zafundowali sobie i kibicom prawdziwy dramat w 2 aktach. Mecz miał dwie odsłony i nie były to bynajmniej dwie połowy. Do 67 minuty żaranie przegrywali z beniaminkiem, skazanym z góry na pożarcie, 0:2. Mieszko nijak nie chciał się położyć na murawie i dać wygrać gospodarzom, choć na boisku weszli praktycznie z autokaru. Goście postawili twarde warunki i konsekwentnie się ich trzymali. Zamurowali własną bramkę i czekali na kontrataki. Z niedowierzaniem patrzyliśmy na wyczyny piłkarzy na boisku. A oni chcieli wygrać ot tak ...od niechcenia. Się nie dało. Kiedy padła druga bramka dla przyjezdnych pierwszy zagotował się Piechu. Z furią zaczął atakować bramkę przeciwnika i strzelił w końcu w 67 min. bramkę kontaktową. Z piłką pod pachą pogalopował na środek i zaczął poganiać i swoich, i rywali, i sędziów. Już 4 minuty później na listę strzelców wpisał się nie kto inny jak Matheus Britto i mieliśmy remis. Wtedy troszkę zeszło powietrze z kibiców, którzy mieli z pewnością ciśnienie 100/200. Remis wszak to nie porażka. Ale Piechowi było na szczęście mało. Chciał wygrać. Promień cisnął, a z gości ulatywały siły. W końcu w 87 minucie Piechowiak strzela upragnionego gola i Promień prowadzi 3:2. Dobił konającego rywala Winston strzelając spacerową bramkę w 90 minucie na 4:2. Żaranie wygrali to spotkanie, ale do 65 minuty nic na to nie wskazywało. Chwała piłkarzom, że potrafili się w końcu zebrać i pokazali kto rządzi na boisku zwłaszcza, że jeżeli chcą zachować cień szansy na awans muszą wygrać wszystkie spotkania i nie mogą sobie pozwolić na chwilę słabości. Podopieczni Grzegorza Tychowskiego najpierw znaleźli się na dnie piekie,. by potem wznieść się na wyżyny. Jeżeli nudzisz się w domu przy komputerze, przyjdź na stadion Promienia. Na meczach żaran emocje gwarantowane.