Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy zwierzęta w żarskim schronisku są głodzone i nie wychodzą na spacery? - To kłamstwo - mówią wolontariusze z Aportu

Małgorzata Trzcionkowska
Małgorzata Trzcionkowska
- Mimo iż w skargach nie pada nazwa Aport, to zarzuty dotyczą nas bardzo mocno. To my opiekujemy się psami ze schroniska od 2012 roku - mówią wolontariusze. - Bywają nieprawidłowości, ale z pewnością ciężkie oskarżenia są nieprawdziwe.
- Mimo iż w skargach nie pada nazwa Aport, to zarzuty dotyczą nas bardzo mocno. To my opiekujemy się psami ze schroniska od 2012 roku - mówią wolontariusze. - Bywają nieprawidłowości, ale z pewnością ciężkie oskarżenia są nieprawdziwe. Małgorzata Trzcionkowska
- Media muszą nagłośnić sprawę schroniska i tego co tam się dzieje, trzeba napisać prawdę o głodzeniu zwierząt i braku opieki weterynaryjnej - alarmuje Małgorzata Murasicka z Żagania. - Psy siedzą w boksach i nie wychodzą na spacery, ani nie są puszczane na wybieg! - To są kłamstwa i pomówienia - podkreśla Jolanta Jureczko, szefowa Żarskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt Aport, które opiekuje się psiakami z żarskiego schroniska od maja 2012 roku. - Gdyby tak było, to pierwsza zgłosiłabym sprawę prokuraturze.

- Prosimy o artykuł w gazecie bardzo mocny - napisała do mnie M. Murasicka. - Media muszą nagłośnić sprawę schroniska i tego co tam się dzieje, trzeba napisać prawdę o głodzeniu zwierząt, o brudzie, o braku opieki weterynaryjnej, o sprzedaży psów (bo nie można nazwać tego adopcją) o tym że zwykły obywatel nie ma prawa wejścia do schroniska i pójścia na spacer z pieskiem, o tym że karma jest wywożona nie wiadomo gdzie, o tym że my wolontariuszki mamy zakaz od miesiąca wstępu do schroniska, że te psy siedzą w boksach i nie wychodzą na spacery, ani nie są puszczane na wybieg.

Kobieta podkreśla, że wszyscy o tym wiedzą i nic nie robią, mimo iż w styczniu tego roku była kontrola weterynaryjna, która wykryła nieprawidłowości. - Po miesiącu po kontroli wszystko wróciło - stwierdza.

Do nas nikt się nie zgłosił i nawet nie podjął próby rozmowy, a przecież my jesteśmy tutaj od ośmiu lat i doskonale wiemy, jak wygląda sytuacja.

Pojechałam do żarskiego schroniska, żeby przekonać się, jak wygląda sytuacja. W sobotę 7 marca zastałam tam ok. 20 wolontariuszy, którzy wyprowadzali psy na spacer. Mówili, że jest im bardzo przykro z powodu ciężkich oskarżeń, podważających nie tylko pracę schroniska, ale również ich zaangażowanie.

Aport nie potwierdza zarzutów

Żarskie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt Aport skupia ok. 50 wolontariuszy. Psy ze schroniska systematycznie raz lub dwa razy w tygodniu wyprowadza na spacery ok. 20 osób. Podczas odwiedzin wychodzą wszystkie psy, których obecnie jest ponad 80. Jolanta Jureczko, szefowa stowarzyszenia ma uprawnienia inspektora do spraw ochrony zwierząt i często uczestniczy w dramatycznych akcjach odebrania zaniedbanych zwierzaków ich właścicielom. W 2017 roku żarski Aport został uhonorowany tytułem Lubuskiego Anioła, zaś prowadzące stowarzyszenie J. Jureczko i Anna Walicka otrzymały odznaczenia państwowe za działalność społeczną.

- Ale przecież kontrola weterynaryjna wykazała nieprawidłowości - mówię. - Tak, to prawda - odpowiada wolontariuszka. - Jednak nie można powiedzieć, że zawsze jest źle. Nieprawidłowości się zdarzają i trzeba z nich wyciągać wnioski.

- O schronisku zrobiło się głośno po kilku jednostronnych publikacjach - mówi J. Jureczko. - Przedstawiono w nich jedynie relacje dwóch pań. Jednej z Żagania, drugiej z Żar. wyniki styczniowej kontroli oraz krótkie wyjaśnienia prezesa miejskiego zakładu. Do nas nikt się nie zgłosił i nawet nie podjął próby rozmowy, a przecież my jesteśmy tutaj od ośmiu lat i doskonale wiemy, jak wygląda sytuacja. Jeśli chodzi o opiekę nad psami, to mamy stały nadzór weterynarza i szkolenia z behawiorystą z Zielonej Góry, który do nas przyjeżdża.

J. Jureczko zaznacza, że ma mnóstwo telefonów i maili z Polski z pytaniami, "co się u was dzieje?" - Odpowiadam, że nic się nie dzieje, że to efekt rozpętanej, medialnej nagonki - stwierdza.
- Ale przecież kontrola weterynaryjna wykazała nieprawidłowości - mówię. - Tak, to prawda - odpowiada wolontariuszka. - Jednak nie można powiedzieć, że zawsze jest źle. Trafili gdy padał deszcz i rzeczywiście było mokro w niektórych boksach. Po kontroli pracownicy zaczęli zwracać szczególną uwagę na wskazania. Nikt się na nie obraził. Natomiast twierdzenie ze strony dwóch pań, że tutaj jest ciągle brud, biegają myszy, szczury i robactwo są nieprawdziwe.

Na niektórych boksach weterynarz schroniska zawieszał kartki, żeby na przykład nie brać tych psów na spacer, ze względu na zalecenia zdrowotne.

Kontrole nie są złe

W ubiegłym roku zostało zlikwidowane przytulisko w Żaganiu. Do Żar trafiły psy, a za nimi przyjechali również wolontariusze.

- W Żaganiu również nie było zgody między paniami prowadzącymi dwa wolontariaty - opowiada Natalia Martyniak, która wraz z Marcinem Chrząszczem przyjeżdża z Żagania. Gdy przyjechałam do Żar i zobaczyłam, jak są traktowane psy przez wolontariuszy z Aportu, postanowiłam odejść od pani Murasickiej i przyłączyć się do Aportu. Nie żałuję i mogę powiedzieć, że zobaczyłam, jak powinien wyglądać wolontariat. Wraz ze mną jest więcej osób z Żagania.
- Kontrole są potrzebne - podkreśla Jerzy Szkudlarek, pracownik żarskiego schroniska. - Nie zawsze wszystko widzimy. Dzięki nim zwracamy uwagę na rzeczy, które może nam wcześniej umknęły. Jeśli chodzi o żywienie, to każdy pies dostaje tygodniowo od 1,5 do 2 kg mokrej karmy, zaś suchą bez ograniczeń. Karmę zakupuje schronisko, ale też otrzymujemy jej sporo od darczyńców.
O zarzutach na temat wywożenia karmy pracownicy i wolontariusze mówią krótko - to bzdury.

Wnioskowali o zakaz wstępu
- Na początku bardzo się ucieszyliśmy, że pojawiła się nowa pani z Żagania ( druga była już wcześniej)- opowiada J. Jureczko. - Zawsze to większe siły do pracy na rzecz schroniska. Jednak szybko okazało się, że nie ma z nimi żadnego porozumienia. Pani Murasicka przychodziła kiedy chciała i od razu, bez słowa szła do boksów. Brała duże psy, co do których mogły być obawy i bez pytania, bez kagańca brała je do miasta, między tłum ludzi. Na niektórych boksach weterynarz schroniska Rafał Rafalski zawieszał kartki, żeby na przykład nie brać tych psów na spacer, ze względu na zalecenia zdrowotne. Pani Murasicka zrywała kartki i zabierała psy, lekceważąc zalecenia. Gdy usłyszała, że nie powinna tego robić, odpowiadała, że jej zalecenia nie dotyczą. Tak samo reagowała, gdy prosiliśmy, aby nie brała niektórych psów, bo z nimi prowadzona jest praca behawiorystyczna, a jej lekceważenie może doprowadzić do zaprzepaszczenia wyników. Zwracanie uwagi nie przynosiło żadnych efektów, było coraz gorzej, w końcu zawnioskowałam do władz schroniska, aby jej nie wpuszczać na teren.

Wielu naszych wolontariuszy to tegoroczni maturzyści. Wśród nich są też studenci. Boli nas, że te panie mówią o nich pogardliwie "dzieci" i ignorują prośby ze strony wolontariuszy.

Takie samo zdanie ma lekarz weterynarii, który został oskarżony przez dwie panie o brak opieki weterynaryjnej. - Oczywiście, że lekarz mógłby mieć więcej godzin w schronisku - mówi Anna Walicka. - Ale współpraca z nim układa się dobrze. Natychmiast reaguje w nagłych sytuacjach, o każdej porze dnia i nocy, jest dobrym lekarzem.

R. Rafalski podkreśla, że kilkakrotnie próbował porozumieć się paniami skarżącymi się na schronisko, jednak bez rezultatu. Przyznaje, że również on wnioskował o zakaz wstępu, ponieważ nie stosowały się do zaleceń i regulaminu.

Zobacz, gdzie leży żarskie schronisko

Kto wie lepiej?

Na zarzuty ze strony pracowników schroniska i wolontariuszy Aportu Małgorzata Murasicka odpowiada, że zalecenia się do niej nie odnoszą. - Jak to? - pytam ze zdziwieniem. - Bo nie jestem wolontariuszką - stwierdza. - Byłam nią w przytulisku w Żaganiu, zaś w Żarach nie dostałam żadnej umowy wolontariackiej. Gdy w styczniu tego roku złożyłam wniosek, dostałam odmowę. Zarzucono mi, że działam na szkodę zwierząt i schroniska, że nie stosuję się do regulaminu i za dużo mówię do mediów.
- A co z zarzutem, że brała pani psy mimo sprzeciwów wolontariuszy z Aportu? - Nie dostałam niczego na piśmie, te dzieci nie są przecież pracownikami schroniska - odpowiada M. Murasicka. - Pracownicy mnie widzieli. Że wchodzę i biorę psa. - Jako kto? - dopytuję. - No jako mieszkanka - słyszę odpowiedź.
- Wielu naszych wolontariuszy to tegoroczni maturzyści - wskazuje A. Walicka. - Wśród nich są też studenci. Boli nas, że te panie mówią o nich pogardliwie "dzieci" i ignorują prośby ze strony wolontariuszy.
- Ja studiuję kynologię na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie - mówi Joanna Owsianicka, wolontariuszka z Aportu. - Przychodzę tutaj od sześciu lat i nie wyobrażam sobie, że mogłabym przestać.

Już nie są głodzone

Podczas rozmowy z M. Murasicką i A. Przydatek pytam, czy dalej podtrzymują, że psy w schronisku są głodzone. - To, co napisałam w mailu, było emocjonalne - odpowiada M. Murasicka. - Mogę powiedzieć, że niektóre psy są chude.
- Czy nie wychodzą z boksów? - pytam. - Miałam na myśli, że nie wychodzą pomiędzy odwiedzinami wolontariuszy z Aportu - odpowiada. - Czyli w tygodniu.
- Czy nie ma opieki weterynaryjnej? - Tak nie można powiedzieć - odpowiada Anna Przydatek. - Ale faktem jest, że woziłam psa na rehabilitację do Zielonej Góry. - Czy to wynikało z zaniedbania lub błędu ze strony lekarza R. Rafalskiego? - dopytuję. - Nie. Nie mogę stwierdzić, żeby były jakieś zaniedbania. Nie mamy nic ani do Aportu, ani do weterynarza, ani do pracowników schroniska.

Gdzie jest dobro zwierząt?

J. Jureczko zapowiada sprawę sądową przeciwko osobom, które miały pomawiać schronisko. - W artykułach prasowych napisanych na podstawie zarzutów tych pań co prawda nie padło moje nazwisko ani nazwa Aport, ale zarówno ja, jak i stowarzyszenie jesteśmy kojarzeni ze schroniskiem. Miałam telefon od człowieka, który przeznaczał co roku 1 procent na rzecz Aportu. Powiedział mi, że w tym roku tego nie zrobi, ze względu na medialne zarzuty wobec schroniska. To bardzo poważna sprawa i nie mogę jej tak zostawić.

Panie napisały odwołania od odmowy wykonywania działań wolontariackich i czekają na odpowiedź. Mówią, że nie wiedzą, co się obecnie dzieje w schronisku, bo od miesiąca nie mają tam wstępu. Zaznaczają, że działają jedynie dla dobra zwierząt. Tak samo jak wolontariusze z Aportu.

Stare psy czekają na adopcję. Zobacz film TVN 24

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zary.naszemiasto.pl Nasze Miasto