Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Dalsze oczekiwanie i odwlekanie decyzji o szczepieniu wiąże się z większym ryzykiem i kosztami”. Rozmowa z prof. Tomaszem Smiataczem

Piotr Kallalas
Piotr Kallalas
Profesor Tomasz Smiatacz
Profesor Tomasz Smiatacz Karolina Misztal
O nowej szczepionce przeciw koronawirusowi, społecznych obawach i wielkiej potrzebie wyszczepienia populacji, a także o obecnej sytuacji epidemiologicznej rozmawialiśmy z prof. Tomaszem Smiataczem, wojewódzkim konsultantem chorób zakaźnych, kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Od dwóch tygodni w Polsce trwają szczepienia przeciw COVID-19. Coś, co jeszcze we wrześniu wydawało się odległą, zbawienną perspektywą, teraz staje się realnym narzędziem mogącym o wiele skuteczniej, niż noszenie maseczek i zachowanie dystansu społecznego, doprowadzić do kontroli i wygaszania epidemii. Dlaczego akurat teraz sięgnięto po technologię mRNA?

- Z pewnością jest to przełom biotechnologiczny i to bardzo korzystny z punktu widzenia sytuacji, w której się znaleźliśmy. Szczepionki mRNA można stosunkowo szybko opracować i stworzyć. Koncepcja była znana już od kilkunastu lat ‒ od 2010 r. trwały intensywne badania, jednak głównym problemem było to, że u ludzi ta szczepionka nie chciała zadziałać. Dopiero teraz udało się podsumować wyniki tych prac i przygotować działający preparat.

Oczywiście ta szczepionka i szczęśliwy przebieg prac nad nią wpisuje się w nasze oczekiwania i odpowiada na nadzieje, jednak nie ma tu mowy o pójściu na skróty. Wszystkie badania przedkliniczne i kliniczne zostały wykonane precyzyjnie i poprawnie. Jest to stosunkowo nowe zagadnienie, ale nie ma przesłanek, zarówno teoretycznych, jak i wynikających z badań klinicznych, które budziłyby jakiekolwiek niepokoje czy wątpliwości.

Wspomniane analizy kliniczne zostały przeprowadzone w taki sam sposób, jak w przypadku innych szczepionek ‒ badano porównywalne liczby pacjentów. Wszyscy skupiamy się na tej „szybkiej” technologii, jednak oczywiście trwają również prace nad „tradycyjnymi" szczepionkami podjednostkowymi czy nawet opartymi na żywych wirusach. Są one jednak o wiele bardziej czasochłonne, a czas się nie zatrzymał, zachorowania postępują, ludzie umierają. Chcielibyśmy ten ciąg niekorzystnych zdarzeń i to zarówno pod względem zdrowotnym, ekonomicznym, jak i obyczajowym przerwać jak najszybciej; wirus zbiera żniwo.

W środowisku lekarzy nie ma obaw dotyczących prac nad szczepionką?

- Oczywiście byłoby korzystniej zobaczyć również wyniki obserwacji osób szczepionych na przykład po 6 czy po 12 miesiącach, jednak bilans ryzyka jest nieubłagany. W przypadku każdego z nas wirus może być szybszy i nie dać nam aż tyle czasu na spokojne obserwacje. Od kilkudziesięciu lat nie prowadzono na taką skalę szczepień w warunkach pandemii, jednak to bieżąca sytuacja determinuje takie rozwiązania ‒ potrzebujemy ochrony tu i teraz, nie za 6 czy 12 miesięcy. Warto zwrócić uwagę, że obecnie Brytyjczycy zmieniają taktykę szczepień, skupiając się na wyszczepianiu pierwszą dawką jak największej liczby osób i wydłużają odstępy do drugiej dawki. W ten sposób obniżają jej skuteczność dla pojedynczego szczepionego, ale tym samym ułatwiają dostęp do niej większej liczbie osób, co jest korzystne populacyjnie. Wynika to z dramatycznej sytuacji epidemiologicznej i potrzeby zabezpieczenia całości społeczeństwa w warunkach ograniczonego dostępu do szczepionki. Jest to odważne i kontrowersyjne podejście, ale pokazuje, jak trudne decyzje musimy obecnie podejmować.

Zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym dalsze oczekiwanie i odwlekanie decyzji o szczepieniu wiąże się z większym ryzykiem i kosztami niż samo szczepienie przy użyciu takiego preparatu, jaki obecnie mamy do dyspozycji.

Czy nowa technologia może dać nadzieję również w przypadku innych schorzeń?

- Mam nadzieję, że zrodzony na naszych oczach postęp rozwinie nowe metody ochrony w przypadku innych chorób. Mówię tu zarówno o chorobach, przeciwko którym stosuje się szczepienia w oparciu o "starsze" typy szczepionek, np. tzw. szczepionki „żywe”, które same w sobie budzą obawy części społeczeństwa, jak i w odniesieniu do innych schorzeń, dla których nie udało się jeszcze stworzyć szczepień. Myślę na przykład o zakażeniu wirusem HIV. Otwierają się kolejne, duże możliwości i oby, choć w części, zostały zrealizowane.

Wracając jednak do szczepionki przeciw koronawirusowi. Jaka jest jej idea?

- Szczepionka jest zapisem informacji w postaci mRNA. Jak na płycie CD, którą wkłada się do odtwarzacza. Usłyszymy muzykę, jednak to nie oznacza, że później wyjmiemy z odtwarzacza pomnożoną liczbę płyt czy też że sam odtwarzacz przekształci się w zupełnie inne urządzenie. Nasz organizm odczytuje informację i następnie przekształca ją na mechanizmy odpornościowe. W szczepionce nie ma niczego, co mogłoby się namnażać i w dalszej kolejności zakażać nas, nie ma niczego „żywego”. Nie ma takiego zagrożenia, ani teoretycznego, ani praktycznego, to tylko zapis informacji o kształcie pojedynczego białka wirusa, przeznaczony do odczytu i wykorzystania do obrony przed SARS-CoV-2, a sam zapis po odczytaniu szybko ulega degradacji. Na tym zresztą polegał główny problem z tą koncepcją szczepionek: jak ustabilizować nośnik informacji, aby nie rozpadał się jeszcze przed odczytem.

Czy określone przez producenta przeciwwskazania mają związek z brakiem danych na temat konkretnych grup pacjentów np. kobiet w ciąży?

- Podstawowym i jedynym przeciwwskazaniem do użycia szczepionki jest wystąpienie ciężkiej reakcji anafilaktycznej w odpowiedzi na jeden z elementów zawartych w preparacie. Natomiast w składzie szczepionki nie ma typowych alergenów, o których wiemy, że często mogą prowadzić do takich zdarzeń. W dotychczasowo stosowanych szczepionkach takie reakcje były obserwowane raz na milion dawek – w przypadku szczepionek na COVID-19 w badaniach klinicznych nie obserwowano ani jednego przypadku wstrząsu anafilaktycznego, pojedyncze doniesienia prasowe pojawiły się po zaszczepieniu kilkunastu milionów osób.

Nawet gdybyśmy przyjęli, że wstrząs anafilaktyczny występuje po tym rodzaju szczepienia z częstością raz na sto tysięcy dawek, to dla porównania przypomnę, że ryzyko zgonu u osób objawowo chorujących na COVID-19 wynosi w Polsce 2-3 procent, natomiast uwzględniając osoby zakażone bezobjawowo jest to ok. 3 na 1000. Bilans na korzyść profilaktyki jest jednoznaczny, chcę też podkreślić, że każdy punkt szczepień musi być i jest przeszkolony i wyposażony w zestaw antywstrząsowy na wypadek wystąpienia wstrząsu anafilaktycznego.

Występuje on w ciągu kilku minut po kontakcie z alergenem, właśnie dlatego konieczny jest okres 15-30 minut obserwacji po szczepieniu. Takie reakcje są niezwykle rzadkie i groźne dla zdrowia pacjenta, jednak jesteśmy na nie przygotowani. Ciąża i karmienie piersią nie są wprost przeciwwskazaniem, jednak producent wskazuje na brak rekomendacji z powodu braku jak dotąd badań klinicznych w tej grupie pacjentek. Wszystko opiera się jednak na dokładnym procesie kwalifikacji i nie wyklucza indywidualnych decyzji w odniesieniu do kobiety ciężarnej, w zależności od oceny, co jest tu większym zagrożeniem: COVID-19 czy szczepienie. Przy okazji przypomnę, że ciąża jest podstawowym wskazaniem do szczepienia przeciwko grypie.

Czy pacjenci onkologiczni mogą się szczepić?

- Pacjenci onkologiczni nie są wykluczeni ze szczepień, jednak ze względu na fakt, iż ich osłabiony układ odpornościowy może nie odpowiedzieć na szczepienie – być może należy rozważyć przesunięcie wakcynacji na moment przerwy w działaniu leków obniżających odporność, jeśli to możliwe. Dodam też, że osoby zakażone wirusem HIV ze stabilną nieoznaczalną wiremią i prawidłowym poziomem CD4 nie mają żadnych przeciwwskazań do szczepień; tacy pacjenci uczestniczyli w badaniach klinicznych. Przy tej szczepionce nie obawiamy się wtórnego zakażenia, bo nie zawiera żadnego patogenu, natomiast istnieje ryzyko niskiej skuteczności i braku odpowiedniej ochrony przed wirusem. Radziłbym więc, aby osoby z najbliższego otoczenia chorego z obniżoną odpornością, jak najszybciej się zaszczepiły i w ten sposób zbudowały swoisty pierścień ochronny wokół niej.

Ozdrowieńcy mogą się od razu kwalifikować?

- Pacjenci po COVID-19 powinni się zaszczepić, ale być może nie w pierwszej kolejności. Chcemy zaszczepić ozdrowieńców, ponieważ obserwacje wskazują na możliwość zanikania przeciwciał i trzeba liczyć się z tym, że po upływie 2-3 lat może dojść do ponownego zakażenia. Natomiast chcielibyśmy jak najszybciej populacyjnie zsumować odporności: pochorobową i poszczepienną, dlatego w pierwszej kolejności powinny zgłaszać się osoby bez potwierdzonego zakażenia. Docelowo wszyscy powinni być zaszczepieni.

Czy wspomniany spadek liczby przeciwciał może mieć wpływ na skuteczność szczepionki?

- Tego niestety jeszcze nie wiemy. Będziemy dalej obserwować jak zachowuje się odporność poszczepienna. Wstępne badania zostały już przeprowadzone w przypadku jednej ze szczepionek zawierających mRNA i wydaje się, że tempo zaniku przeciwciał jest niższe niż w przypadku ozdrowieńców. Mamy nadzieję, że będzie to perspektywa kilku lat, jednak być może wystąpi potrzeba corocznych szczepień, jak w przypadku grypy. Obecnie jednak zasadniczym celem jest wygaszanie pandemii i powrót do normalności.

Czy przekonanie do szczepień społeczeństwa może okazać się jeszcze większym wyzwaniem niż stworzenie szczepionki? W Polsce przeciw grypie szczepi się niespełna 5 proc. populacji.

- Grypa powoduje zdecydowanie mniejsze szkody zarówno zdrowotne, jak i ekonomiczne. Zrozumiałe jest to, że ludzie mają obawy w przypadku rzeczy nowych, jednak nie znajduję żadnych podstaw sugerujących, że szczepionki przeciw COVID-19 są niebezpieczne. Preparat nas nie zakazi, odnotowuje się niezwykle rzadkie reakcje anafilaktyczne, na które zresztą jesteśmy przygotowani.

Mam wrażenie, że większość z nas już podjęła decyzję o zaszczepieniu się. Większość realnych zagrożeń jest raczej błahego kalibru, ponieważ wszystkie objawy poszczepienne, takie jak ból mięśni czy stan podgorączkowy, szybko przemijają nawet bez leczenia. Z kolei w przypadku zaniechania szczepień, na drugiej szali mamy ryzyko hospitalizacji i wentylacji mechanicznej, nie mówiąc już nawet o następstwach gospodarczych czy kulturowych, np. w szkołach. To w żaden sposób się nie równoważy. Ponadto obawy przed szczepionką są często niczym nieuzasadnione, ściśle hipotetyczne, mówią więcej o osobie wypowiadającej takie tezy i jej osobistych trwogach niż o samej szczepionce, są często gdzieś zasłyszane lub znalezione w internecie.

Czasem mam wrażenie, że rozsiewanie takich nieuzasadnionych pogłosek i lęków ma charakter celowy, bo im dłużej będziemy chorować i utrzymywać restrykcje tym większy poniesiemy koszt osobisty i społecznych tej pandemii. Szczepienia są oczywiście całkowicie dobrowolne, każdy ma pełne prawo dowolnie zadecydować o swoim zdrowiu i życiu, jednak nakłanianie innych do niekorzystnego rozporządzenia swoim zdrowiem i życiem budzi moje daleko idące obawy.

Czy jesteśmy gotowi pod względem logistycznym na takie przedsięwzięcie jak masowe szczepienia populacji?

- Wyzwanie logistyczne na pewno jest ogromne, chociaż w dużej mierze będzie oparte na punktach POZ, które mają w tym zakresie wieloletnie doświadczenie ‒ chodzi teraz o zwiększenie skali. Sposób przechowywania, transport i szybkość podania szczepionki to znowu duże wyzwanie, ale jest to do opanowania. W mojej ocenie, przy takiej skali dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie dużych centrów, np. przy stadionach. Warto zwrócić uwagę, że elementem ograniczającym może być ilość personelu medycznego uprawnionego do prowadzenia szczepień.

Druga fala epidemii zaskoczyła przede wszystkim terminem nadejścia - miesiąc przed rozpoczęciem faktycznego sezonu infekcyjnego. Czy coś jeszcze Pana zdziwiło?

- Zaskoczyła mnie dynamika rozwoju epidemii i to pomimo wprowadzanych trudnych restrykcji. Miałem nadzieję, że ich efekt będzie wyraźniejszy. Natomiast spodziewaliśmy się, że możemy dojść do tak dużej zachorowalności. Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie możliwości utworzenia nowych miejsc dla pacjentów zakażonych i stanowisk respiratorowych, a przede wszystkim zaangażowanie personelu medycznego.

Na Pomorzu obserwuje się stabilizację liczby zakażeń na wysokim poziomie. Pomimo radykalnych obostrzeń bardzo trudno wpłynąć na poprawę sytuacji.

Niestety tak. Odsetek zajętych łóżek dla pacjentów z COVID-19 utrzymuje się na podobnie wysokim poziomie co w połowie listopada, kiedy sytuacja wydawała się najtrudniejsza. Bez szczepionki i działań zapobiegawczych w postaci dystansu i maseczek po prostu sobie nie poradzimy. Liczymy, że ten rok będzie lepszy, na poziomie indywidualnym szczepionka zaczyna działać już dwa tygodnie po pierwszej dawce, ale znaczący spadek zakażeń dostrzeżemy po zaszczepieniu wielu tysięcy osób. Personel medyczny szczepiony jako pierwszy będzie chorował rzadziej, więc nie będziemy mieli do czynienia z tak częstym zamykaniem oddziałów szpitalnych. Dodatkowo po szczepieniach spadnie liczba pacjentów z ciężkim przebiegiem choroby. Zaszczepienie seniorów powinno również znacznie wpłynąć na spadek liczby zgonów i całość funkcjonowania systemu opieki medycznej.

COVID-19 wywołuje strach, jednak wielu specjalistów podkreśla, że jest to stosunkowo łagodna epidemia. Czy idzie w naszą stronę mocniejszy przeciwnik?

- Gdzieś w przyszłości z całą pewnością tak, tylko jeszcze nie wiemy, kiedy ani co to będzie. Gorączki krwotoczne mają ograniczone możliwości przenoszenia się, ale gdy pojawi się taki wirus, który przenosi się na podobną skalę co COVID-19... Idąc dalej, mamy ptasią grypę czy wirusy wywołujące zapalenie mózgu. Nawet trudno sobie wyobrazić, jak trudne byłyby następstwa pandemii zapaleń mózgu, która zostawiłaby nas np. z kilkudziesięciu tysiącami osób w śpiączce. A gdyby najbardziej zagrożeni byli nie seniorzy, a dzieci, jak ma to miejsce w przypadku wirusa ZIKA. Intensywność kontaktów międzyludzkich powoduje, że jako gatunek jesteśmy dziś znacznie bardziej narażeni na pandemie wirusowe niż kiedykolwiek w przeszłości. Po lekcji, jaką niesie epidemia COVID-19 powinniśmy umieć wyciągnąć daleko idące wnioski.

FAQ - wszystko o koronawirusie i COVID-19

Co należy wiedzieć o wirusie SARS-CoV-2 i wywoływanej przez niego chorobie COVID-19? Sprawdź odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania!

Co to jest koronawirus?

Koronawirus SARS-CoV-2 to jeden z siedmiu poznanych dotąd gatunków koronawirusów ludzkich, które wywołują zakażenia układu oddechowego. Oprócz nowego koronawirusa są to także wirusy przyczyniające się do łagodniejszych infekcji sezonowych, które są odpowiedzialne za 15-30 procent zachorowań uznawanych za grypę. Nowy koronawirus jest spokrewniony z wirusami SARS-CoV i MERS, które wywołały epidemie w XXI wieku, jednak ich nasilenie nie było tak duże, jak rozmiary obecnej pandemii.

Jak wygląda koronawirus?

Koronawirus to typ wirusa, który składa się z materiału genetycznego w postaci nici RNA zamkniętej w otoczce. Na jej powierzchni posiada charakterystyczne wypustki, które przypominają koronę. W wypustkach zawarte są białka, dzięki którym wirus wnika do komórek, a po zainfekowaniu namnaża się w ich wnętrzu i rozprzestrzenia w organizmie.

Jak przenosi się koronawirus?

Koronawirus SARS-CoV-2 przenosi się poprzez wydzieliny chorego, a więc poprzez kichanie, kasłanie, mówienie, a także oddychanie. Wydostając się tą drogą z organizmu jest obecny w powietrzu, również w postaci rozpylonego aerozolu, osiada też na powierzchniach (zwłaszcza podłogach) i przedmiotach. Jest ponadto obecny w moczu i stolcu zakażonego, i z tego powodu można zarazić się nim w toalecie. Źródłem infekcji jest nie tylko wdychanie drobin zawierających wirusa, ale też dotykanie skażonych powierzchni, a następnie ust, nosa lub oczu, jak również spożywanie zanieczyszczonych nim produktów spożywczych, również mrożonych.

Kiedy skończy się pandemia koronawirusa?

Pandemia koronawirusa, czyli epidemia o zasięgu światowym, począwszy od grudnia 2019 roku przybiera jedynie na sile. Istnieją co prawda teorie, że może wygasnąć sama, gdy zarazi się 45-60 procent społeczeństwa i nie będzie już kolejnych potencjalnych ofiar. Scenariusz osiągnięcia tzw. odporności stadnej (inaczej zbiorowej) nie jest jednak potwierdzony i wiąże się z dużym odsetkiem zgonów, dlatego jedyną nadzieją na zakończenie epidemii jest wynalezienie skutecznej i bezpiecznej szczepionki, a następnie wprowadzenie masowych szczepień. Może to się udać najwcześniej w 2021 roku.

Skąd się wziął koronawirus?

Nowy koronawirus pochodzi z Chin, a za jego źródło uważa się targ rybny w mieście Wuhan w prowincji Hubei. Tak, jak wiele koronawirusów, jest to wirus odzwierzęcy, jednak do tej pory nie potwierdzono z wszelką pewnością, od jakiego gatunku zwierząt pochodzi. Naukowcy wskazują na nietoperze z rodziny podkowcowatych, jednak w grupie podejrzanych przez jakiś czas znajdowały się także łuskowce. Na początku pandemii pojawiły się ponadto przypuszczenia, że do rozwoju epidemii przyczyniły się także bezdomne psy.

Czym różni się infekcja koronawirusem od grypy?

Choć średnio co piąta infekcja grypopodobna jest spowodowana zwykłymi koronawirusami ludzkimi, jego nowy gatunek w postaci SARS-CoV-2 jest dużo bardziej niebezpieczny i u części chorych atakuje również narządy poza układem oddechowym. Prawdziwa grypa jest wywoływana przez wirusy grypy, natomiast nowy koronawirus wywołuje COVID-19. Choć mogą powodować podobne objawy, COVID-19 jest bardziej zaraźliwy od grypy i u niektórych wiąże się poważnymi powikłania. Objawy zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 zwykle rozwijają się dłużej, bo 2-14 dni, a średnio 5 dni (dla grypy to 1-4 dni), a chorzy z COVID-19 dłużej zarażają też innych. Podczas gdy istnieją skuteczne leki i szczepionki przeciw grypie, na efektywne środki przeciw COVID-19 trzeba jeszcze poczekać.

Co to jest COVID-19?

COVID-19 to oficjalna nazwa choroby wywoływanej przez koronawirusa SARS-CoV-2. Jest to wysoce zakaźna infekcja, która może powodować śmiertelne powikłania. Wciąż nie ma w pełni skutecznego leku na COVID-19 ani też przeciwdziałającej mu szczepionki, która mogłaby być podawana profilaktycznie.

Jakie choroby wywołuje koronawirus?

Koronawirus SARS-CoV-2 wywołuje chorobę nazwaną COVID-19. Najczęściej jest to zakażenie dróg oddechowych mogące skutkować zapaleniem płuc, choć u części chorych koronawirus atakuje też (jednocześnie lub osobno) układ pokarmowy. W procesie rozwoju choroby koronawirus może powodować też zmiany w układzie nerwowym, krwiotwórczym, głównych narządach (m.in. serce, nerki, wątroba), naczyniach krwionośnych i skórze. Skutkiem powikłań zakażenia mogą być stany bezpośrednio zagrażające życiu, takie jak udar mózgu, zapalenie wielonarządowe czy zespół niewydolności oddechowej (ARDS).

Ile osób umiera z powodu koronawirusa, a ile zdrowieje?

Według statystyk 99 procent zakażonych koronawirusem przechodzi infekcję łagodnie, a tylko w 1 procent przypadków ma ona przebieg ciężki lub krytyczny. Tylko 3 procent wszystkich przypadków na świecie, które uznano za zamknięte, zakończyło się śmiercią pacjenta, natomiast odsetek zgonów w Polsce to 4 procent. Odsetek pacjentów wyleczonych lub zwolnionych ze szpitala w naszym kraju wynosi więc 96 procent.

Czy zakażenie koronawirusem może nie powodować objawów?

Jest to sytuacja stosunkowo częsta, bo według badań w momencie uzyskania dodatniego wyniku testu na koronawirusa objawów nie ma 20-40 proc. zakażonych. Choć u części osób objawy mogą pojawić się pod dłuższym czasie, liczonym nawet w tygodniach, u innych nie wystąpią wcale lub będą niespecyficzne, a przez to nie zostaną uznane za oznakę zakażenia (jak to bywa w przypadku zmęczenia czy bólów głowy). Objawów infekcji najczęściej nie mają dzieci, choć po pewnym czasie może ona i tak doprowadzić do ciężkich powikłań w postaci wielonarządowego zapalenia. Osoby bezobjawowe mogą zarażać innych, choć nie z takim nasileniem, co te kaszlące i kichające.

Jakie są objawy koronawirusa?

Objawy zakażenia koronawirusem próbowano klasyfikować na różne sposoby, a obecnie obowiązuje m.in. ich podział według nasilenia COVID-19:

  1. objawy grypopodobne bez gorączki: ból głowy, utrata węchu, bóle mięśni, kaszel, ból gardła, ból w klatce piersiowej, brak gorączki.
  2. objawy grypopodobne z gorączką: ból głowy, utrata węchu, kaszel, ból gardła, chrypa, gorączka, utrata apetytu.
  3. objawy żołądkowo-jelitowe: ból głowy, utrata węchu i apetytu, biegunka, ból gardła, ból w klatce piersiowej, brak kaszlu.
  4. objawy ciężkie 1. stopnia ze zmęczeniem: ból głowy, utrata węchu, kaszel, gorączka, chrypa, ból w klatce piersiowej, zmęczenie.
  5. objawy ciężkie 2. stopnia z dezorientacją: ból głowy, utrata węchu i apetytu, kaszel, gorączka, chrypa, ból gardła, ból w klatce piersiowej, zmęczenie, dezorientacja, bóle mięśni.
  6. objawy ciężkie 3. stopnia, brzuszne i oddechowe: ból głowy, utrata węchu i apetytu, kaszel, gorączka, chrypa, ból gardła, ból w klatce piersiowej, zmęczenie, dezorientacja, bóle mięśni, spłycony oddech, biegunka, ból brzucha.

Jak można wykryć koronawirusa?

Obecność koronawirusa w organizmie stwierdza się poprzez wykrycie jego genów (nici RNA) w wydzielinie pobranej z nosogardzieli, ewentualnie ze śliny. Badaniem, które umożliwia jego identyfikację, jest tzw. reakcja łańcuchowa polimerazy z odwrotną transkrypcją RNA (RT-PCR, inaczej badanie genetyczne lub molekularne), którą mogą przeprowadzać jedynie wyspecjalizowane laboratoria. Natomiast dopuszczone od listopada badanie diagnostyczne w postaci testów immunologicznych (serologicznych) nie wykrywa koronawirusa, tylko przeciwciała wytworzone przez organizm, by móc go zwalczyć. Tym samym dodatni wynik tego testu wskazuje na infekcję aktywną lub już przebytą.

Jak chronić się przed koronawirusem?

Jedynym sposobem ochrony przed zakażeniem koronawirusem jest unikanie kontaktów z jego potencjalnymi nosicielami. Oznacza to przede wszystkim izolację domową, a w miejscach publicznych – stosowanie środków profilaktycznych takich jak dystans społeczny (1,5-2 metry odstępu między ludźmi), noszenie maseczek ochronnych zakrywających usta i nos oraz skrupulatną higienę dłoni. Zalecane jest ponadto zachowanie higieny podczas spożywania i przygotowywania posiłków, a także odpowiednia obróbka termiczna produktów pochodzenia zwierzęcego.

Jak długo trwa infekcja koronawirusem?

Czas ten zależy od nasilenia infekcji. Większość osób z łagodnymi objawami zakażenia wraca do zdrowia w ciągu 30-60 dni. Natomiast w przypadku przeważającej części pacjentów w stanie ciężkim zdrowienie trwa powyżej 60-90 dni. W przypadku utrzymywania się symptomów infekcji przez wiele tygodni mówimy o tzw. długim COVID-19. U części pacjentów zmiany w organizmie wywołane przez COVID-19 mogą być trwałe. Mogą obejmować zmniejszenie powierzchni czynnej płuc, uszkodzenia mięśnia sercowego z arytmią, niewydolność nerek, zakrzepicę żył głębokich czy stany pozapalne jelit. Ozdrowieńcy, którzy mają za sobą krytyczny przebieg choroby, mogą wymagać długotrwałej rehabilitacji i opieki zdrowotnej.

Co robić przy podejrzeniu zakażenia koronawirusem?

Podejrzewając zakażenie koronawirusem należy wykonać test w jego kierunku, który ze skierowaniem lekarskim jest bezpłatny, a bez skierowania kosztuje 350-500 zł. Jeżeli objawy infekcji występują dłużej, np. przez tydzień, można wykonać test na przeciwciała (na podobnych warunkach). Aby uzyskać skierowanie, należy umówić się na teleporadę w przychodni POZ lub za pomocą formularza dostępnego na stronie Ministerstwa Zdrowia. Wyjątkiem są dzieci do 2. roku życia, które muszą być zbadanie przez lekarza. Po wystawieniu skierowania należy udać się do punktu pobrań; osoby zmotoryzowane mogą udać się też do mobilnego punktu pobrań. W sytuacji, gdy przy infekcji pojawi się duszność, ucisk w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem, należy wezwać karetkę lub udać się prywatnym samochodem do szpitala zakaźnego.

Co to jest osocze ozdrowieńców?

Osocze ozdrowieńców to preparat pozyskiwany z krwi osób, które wyzdrowiały z COVID-19. Zawiera ono przeciwciała anty-SARS-CoV-2, które organizm wytwarza w celu zwalczenia koronawirusa. Podawanie ich chorym na drodze transfuzji stanowi metodę leczenia, która łagodzi objawy i skraca czas trwania choroby. Osocza wciąż brakuje, dlatego o jego oddawanie apelują nie tylko lekarze, ale też rząd.

Jak leczyć infekcję koronawirusem?

Ponieważ nie istnieje całkowicie skuteczny środek zwalczający koronawirusa, a te stosowane w ciężkich przypadkach są dostępne tylko w szpitalach, COVID-19 leczy się jedynie w sposób objawowy. Oznacza to, że środki stosowane w leczeniu domowym mogą jedynie łagodzić symptomy infekcji takie jak kaszel, ból gardła, katar, gorączka, ból mięśni czy zapalenie spojówek. W tej roli sprawdzają się preparaty ogólnie dostępne bez recepty w aptekach i drogeriach, które podaje się również przy zwykłych infekcjach oddechowych. W przypadku terapii w szpitalu skuteczne jest leczenie za pomocą osocza ozdrowieńców, musi jednak być rozpoczęte w maksymalnie ciągu kilku dni od początku infekcji i zawierać odpowiednio wysoki poziom przeciwciał anty-SARS-CoV-2.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Dalsze oczekiwanie i odwlekanie decyzji o szczepieniu wiąże się z większym ryzykiem i kosztami”. Rozmowa z prof. Tomaszem Smiataczem - Dziennik Bałtycki

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto