Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z księdzem z żarskiej parafii. O śmierci, ale także przesądach i zabobonach, które wciąż są w nas zakorzenione

Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak
Wideo
od 16 lat
- Ktoś obok mówi: „Słyszałaś? Zapukał. On tutaj jest”. Racjonalne to nie jest. Ale trzeba to zrozumieć w tym sensie, że usłyszała, bo chciała usłyszeć, ta osoba tęskni - mówi ksiądz Waldemar Kostrzewski, wikariusz parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Żarach.

Da się nie bać śmierci?
Chyba nie ma człowieka, który nie bałby się śmierci. Człowiek doświadcza przemijalności. Im jest starszy, to doświadcza bardziej, że już pewnych rzeczy nie może robić, jak kiedyś. To jest bardzo trudne. Podczas odwiedzin chorych słyszymy, że: „Zawsze byłam energiczna. Wszędzie mnie było pełno i nagle nogi odmawiają posłuszeństwa”. Nieraz ludzie się załamują. Pamiętam, miałem taką sytuację, kiedy kobiecie amputowano obie nogi, a była bizneswoman. W szpitalu rozmawialiśmy. Płakała i pytała: „Jak mam teraz żyć?”.
Ludzie nie potrafią się pogodzić, że jest przemijalność, starość i że na końcu jest śmierć. Szukają sposobu, aby to zatrzymać. Stosują suplementy, tabletki, jakiś fitness, żeby być wiecznie młodym. W pewien sposób odkładają to na później, ale to i tak przychodzi. I jak sobie z tym poradzić? Kultura też nam narzuca pewne zachowania, żeby np. z dziećmi o śmierci nie rozmawiać, czy ubiór, żeby nie był zbyt czarny, bo przywoła śmierć. To jest naturalny strach w nas.

Stosować się do tego? Nie ubierać na czarno, bo wtedy babcia się denerwuje? Dla niektórych śmierć przywoła nawet położenie butów na stole, czy otwarcie parasola w domu. Stosować się tych zabobonów, bo wtedy bliscy poczują się lepiej?
No właśnie. To jest problem. Konflikt pokoleń jest. Nie oszukujmy się, człowiek młody inaczej patrzy na swoje życie, on jest nieśmiertelny, dla niego choroba, to jest moment, zaraz wstanie i pójdzie. A dla człowieka starszego, już jest inaczej. Jako chrześcijanie, ludzie wierzący, mamy sposoby na to, aby okiełznać strach przed śmiercią. Dla nas to jest zmartwychwstanie, to jest istota naszej wiary.
Każdy doświadcza śmierci kogoś bliskiego. Jak takiemu człowiekowi pomóc? Żaden człowiek nie pomoże. Czasem mówi się: „Nie martw się, zapomnisz, czas ukoi rany”. A ja się zastanawiam, jak można zapomnieć o sobie, którą się kochało? Jak dziecko zapomni o rodzicach, albo małżeństwo są przez 50 lat, czy 60 razem i ma zapomnieć? Nie da się zapomnieć. Nieraz kondolencje są puste. Dla nas chrześcijan to zmartwychwstanie jest istotą podejścia do naszego życia i śmierci. Augustyn mówi, że nasze życie się zmienia, bo wszyscy umrzemy, ale nigdy się nie skończy. To jest ważne. Nie ma lekarstwa na wieczną młodość. Ale mamy sakramenty święte, które nam uświadamiają, że jest zmartwychwstanie. Co to jest zmartwychwstanie? Pan Jezus pokonuje śmierć. Wszyscy widzieli, że umarł, płakali. Apostołowie uciekli, bo się przestraszyli. Ale po trzech dniach Pan Jezus zmartwychwstał.

Nasze zabobony mają pewnie po kilkaset lat. Żadne pokolenie tego strachu przed śmiercią nie pokonało.
Wiara wchodzi w konkretną kulturę i przemienia ją, ale pewne zwyczaje zostają. Jednak i zabobon podpowiada, że po śmierci coś jednak jest. A wiara nam tłumaczy konkretnie, co jest po tej śmierci. Wiara nadaje treść temu, co nie zawsze jesteśmy w stanie zrozumieć. To połączenie dwóch rzeczywistości.
Zabobon pojawia się wtedy, kiedy nie ma w nas wiary, kiedy czujemy, że po śmierci nie ma nic. Wtedy szukamy sposobu, który by nam pozwolił zrozumieć to, co się wtedy dzieje z człowiekiem. Wymyślamy różne rzeczy, coś się poruszyło, coś zapukało. Sytuacje, które są prozaiczne, odczytujemy tak, że to ten zmarły przyszedł i chce nam coś powiedzieć. Wiara nam podpowiada, że te sytuacje musimy widzieć inaczej. Z perspektywy nas chrześcijan, czyli życia wiecznego, ci zmarli, choć fizycznie ich nie ma, są z nami duchowo.
Niedawno była przypowieść Łazarzu i bogaczu. Obaj umarli. Jeden poszedł do nieba, drugi do piekła. Ten z piekła mówi: „Idź, przestrzeż moich braci, żeby nie trafili tutaj”. A ten mu odpowiada, że nie pośle nikogo, bo ludzie mają proroków, Kościół i Pismo Święte. To jest też zamysł Boga, nie daje nam odczuć, że ktoś stamtąd może dać nam jakiś znak, że już jest w niebie, czy że potrzebuje naszej modlitwy, Możemy się tylko tego domyślać. Kontakt ze zmarłymi jest całkiem inny ograniczony. Chcemy, żeby ten zmarły dalej był, żeby można było go dotknąć. Ale nie ma fizycznego kontaktu ze zmarłymi. Jest tylko duchowy. Są cuda, kiedy ukazuje się Pan Jezus, czy Matka Boża, a dla nas prostych ludzi nie ma fizycznego kontaktu ze zmarłymi. Nie możemy się z nimi spotkać.
W szkole bardzo często mnie pytają, czy wywoływanie duchów, to jest coś dobrego. Wynika z tego, że tęsknimy za nimi i szukamy sposobu, żeby za wszelką cenę z nimi porozmawiać. Wydaje nam się, że podczas wywoływania duchów oni przyjdą i będą z nami rozmawiać, że ich zobaczymy, niby się tego boimy, ale taka naturalna potrzeba jest, żeby przyszli. Myślę, że to jest zabobon. To jest nieuświadomienie sobie, że relacja ze zmarłymi jest dzisiaj wyłącznie duchowa.

Mówi się, że jeśli zmarły przeleży niedzielę, to w ciągu roku pociągnie za sobą kogoś z rodziny. To widać w kościelnych statystykach?
Bezwiednie w to ludzie wierzą, bo dziadek powiedział, mama powiedziała, a potem my to przyjmujemy. Statystycznie, każdy przesąd może się zdarzyć. Zdrowy rozsądek nam podpowiada, że to tak nie działa, chociaż ludzie często tak mówią. Nieraz ktoś umiera w piątek i jego bliscy przychodzą do kancelarii, mówią, że trzeba szybko pochować w sobotę. Trudno w tej sytuacji tłumaczyć, że to jest jakiś zabobon. Idziemy na rękę, żeby im ulżyć.
Ale dlaczego chodzi akurat o niedzielę? Czemu nie przez sobotę? Człowiek tego nie rozumie.
Jest też przeświadczenie, że w miesiącu, w którym nie ma „r”, ślubu się nie bierze. A przecież są małżeństwa zawierane w takie miesiące. Czy one są mniej trwałe?
Myślę, że taki kod kulturowy jest w nas. Trzeba mieć świadomość, że jest, ale traktować go z dystansem, żeby nie był istotą naszego zachowania.

Nie rozumie, ale wierzy w to i się tego boi.
Ktoś musiał mu to przekazać i zakodować. Zabobony są obecne wśród nas. Nie możemy się ich bać. Trzeba zrozumieć ich obecność, która wynika z poszukiwania sposobu na okiełznanie śmierci i samotności po zmarłym. To ona jest istotą tego. Człowiek tęskni za zmarłym. Czasem ludzie wystawiają zdjęcie, świeczkę palą. To go nie przyciągnie. Ale dla ludzi to jest ważne, że go widzi wizualnie i chce, żeby był dalej obecny. Ta świeczka jest symbolem.
Nieraz ktoś sobie wmawia obecność zmarłej osoby. Ktoś obok mówi: „Słyszałaś? Zapukał. On tutaj jest”. Racjonalne to nie jest. Ale trzeba to zrozumieć w tym sensie, że usłyszała, bo chciała usłyszeć, ta osoba tęskni. Trzeba być z nią, pomóc. Może to jest znak, że jest samotna, potrzebuje pomocy, potrzebuje tego, żeby ktoś z nią był, bo sobie nie radzi.

A dlaczego zapalamy znicze na grobach?
No właśnie. Na Wszystkich Świętych przychodzą na cmentarz też ludzie niewierzący i zapalają znicze. Pytamy, po co? Można powiedzieć, że to jakiś zabobon. Człowiek popatrzy, jak ten znicz się pali, pogada z rodziną i idzie. Ktoś powie, ale tam nie ma modlitwy, to bez sensu. A ja myślę, że to ma sens, bo ten ktoś przychodzi na grób, bo jest coś w jego sercu i on chce coś zrobić dla tego zmarłego. Chce przywołać jego obecność przez ten płomień, czy położenie kwiatów. Chce mu podziękować. Rolą Kościoła jest, żeby pokazać, że do tych gestów, trzeba dodać modlitwę. Zapalany znicz symbolizuje ją.
Idziesz na grób. Pierwsza rzecz, to się modlisz za tego zmarłego, a potem wracasz do swoich obowiązków, ale chcesz, aby ta modlitwa została. Chcesz pokazać, że tu byłeś i się modliłeś dlatego zapalasz znicz i kładziesz kwiaty, bo chcesz zatrzymać modlitwę przy tym grobie, przy tym zmarłym.
Kościół nie przekreśla zwyczaju palenia świecy. Płomień daje jasność, bezpieczeństwo, ciepło. Jest symbolem obecności Pana Jezusa i miłości.

Ks. Waldemar Kostrzewski
Wikariusz w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, wcześniej m.in. pracował w parafiach pw. Miłosierdzia Bożego w Zielonej Górze i pw. Świętego Michała Archanioła w Nowej Soli.
W 2021 roku obchodził 15-lecie kapłaństwa. Pochodzi z Kożuchowa. Tam chodził do Szkoły Podstawowej nr 2. Zdał maturę w Zespole Szkół Samochodowych w Zielonej Górze. Skończył studia w Zielonogórsko-Gorzowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Paradyżu.

Czytaj też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zary.naszemiasto.pl Nasze Miasto