Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ruszył proces Mirosława S. Oskarżony jest o zabicie Czesława młotkiem ciesielskim w głowę

red.
Czesław został zatłuczony motem ciesielskim zaraz po tym, jak tylko wziął z banku sporą pożyczkę gotówkową. O morderstwo podejrzany jest jego kolega, Mirosław S. Właśnie ruszył proces w tej sprawie. Oskarżony o morderstwo mężczyzna w czwartek, 1 lutego, przed sądem wszystko zrzucił na padaczkę. Kłamał podczas zeznań, bo jak mówi bał się, że… wina spadnie na niego. Przed trzema laty, w tym  samym domu, również znaleziono ciało mężczyzny. Nikt wtedy nie oskarżył Mirosława S.

Mirosław S. i Czesław znali się od dawna. Od pewnego czasu mieszkali razem w domu Mirosława w małym Klikowie koło Żagania. Żona wyrzuciła Czesława z domu i musiał się gdzieś podziać. Zajął jeden pokój w domu kolegi. Dokładał do czynszu. Był na górniczej emeryturze. W grudniu, przed świętami 2015 r., mężczyźni pili alkohol. Dołączył do nich jeszcze Mirosław K. Było co świętować. Czesław właśnie dostał sporą pożyczkę z banku. Mężczyźni rozeszli się.

Kilka godzin później Mirosław S. zadzwonił na pogotowie. Był zdenerwowany. Dyspozytorowi powiedział, że jego kolega leży na tapczanie, a z głowy bardzo mocno leci mu krew. Kiedy na miejsce dojechali policjanci, zastali charczącego Czesława. Miał zmasakrowaną głowę. Krew z ran tryskała na  ściany. – Oskarżony nieudolnie próbował udzielić pomocy mężczyźnie uciskając ranę na głowie – mówił jeden z policjantów. Czesław umierał.

Już na miejscu zbrodni Mirosław rzucał winę na inne osoby. Mówił, że był w lesie i kiedy wrócił do domu zobaczył zakrwawionego Czesława. Twierdził, że zabił go ktoś pod jego nieobecność.

Policjanci bardzo szybko znaleźli narzędzie zbrodni. To ogromny młot ciesielski. Mirosław wrzucił go do wiadra z wodą i wapnem. Tak próbował zacierać ślady okrutnej zbrodni. Został zatrzymany na miejscu zdarzenia.

Podczas śledztwa okazało się, że Mirosław S. kłamał. Był w domu, a nie w lesie. Wtedy od razu zmienił wersję wydarzeń. Powiedział, że spał w swoim pokoju i niczego nie słyszał. – Bałem się, że wina i tak spadnie na mnie więc kłamałem, nie miałem żadnej linii obrony – wyjaśniał oskarżony. Wtedy też powiedział, że choruje na padaczkę i podczas napadów jest zdolny zrobić krzywdę. – Może podczas napadu uderzyłem go w głowę drewnianym kołkiem. Niczego nie pamiętam  – zeznawał przed sądem. Nie przyznaje się do winny. Zapewnia, że nie wziął pieniędzy od ofiary i nawet ich nie widział.

Trzy lata wcześniej policja również była w domu Mirosława. Wtedy został tam znaleziony martwy mężczyzna. Leżał w kałuży krwi. Śledztwo jednak wtedy nie zostało wszczęte. Nie wyjaśniano przyczyny śmierci tego mężczyzny. Jak ustaliliśmy, on również miał śmiertelne rany głowy.

Przeczytaj też:  Horror. Ciało kobiety zakopane w lesie w Zielonej Górze. To brutalne morderstwo

Zobacz też wideo: KRYMINALNY CZWARTEK - Pościg za naćpanym kierowcą. 25-latek miał przy sobie narkotyki. Jechał skrajnie niebezpiecznie
Czesław został zatłuczony motem ciesielskim zaraz po tym, jak tylko wziął z banku sporą pożyczkę gotówkową. O morderstwo podejrzany jest jego kolega, Mirosław S. Właśnie ruszył proces w tej sprawie. Oskarżony o morderstwo mężczyzna w czwartek, 1 lutego, przed sądem wszystko zrzucił na padaczkę. Kłamał podczas zeznań, bo jak mówi bał się, że… wina spadnie na niego. Przed trzema laty, w tym samym domu, również znaleziono ciało mężczyzny. Nikt wtedy nie oskarżył Mirosława S. Mirosław S. i Czesław znali się od dawna. Od pewnego czasu mieszkali razem w domu Mirosława w małym Klikowie koło Żagania. Żona wyrzuciła Czesława z domu i musiał się gdzieś podziać. Zajął jeden pokój w domu kolegi. Dokładał do czynszu. Był na górniczej emeryturze. W grudniu, przed świętami 2015 r., mężczyźni pili alkohol. Dołączył do nich jeszcze Mirosław K. Było co świętować. Czesław właśnie dostał sporą pożyczkę z banku. Mężczyźni rozeszli się. Kilka godzin później Mirosław S. zadzwonił na pogotowie. Był zdenerwowany. Dyspozytorowi powiedział, że jego kolega leży na tapczanie, a z głowy bardzo mocno leci mu krew. Kiedy na miejsce dojechali policjanci, zastali charczącego Czesława. Miał zmasakrowaną głowę. Krew z ran tryskała na ściany. – Oskarżony nieudolnie próbował udzielić pomocy mężczyźnie uciskając ranę na głowie – mówił jeden z policjantów. Czesław umierał. Już na miejscu zbrodni Mirosław rzucał winę na inne osoby. Mówił, że był w lesie i kiedy wrócił do domu zobaczył zakrwawionego Czesława. Twierdził, że zabił go ktoś pod jego nieobecność. Policjanci bardzo szybko znaleźli narzędzie zbrodni. To ogromny młot ciesielski. Mirosław wrzucił go do wiadra z wodą i wapnem. Tak próbował zacierać ślady okrutnej zbrodni. Został zatrzymany na miejscu zdarzenia. Podczas śledztwa okazało się, że Mirosław S. kłamał. Był w domu, a nie w lesie. Wtedy od razu zmienił wersję wydarzeń. Powiedział, że spał w swoim pokoju i niczego nie słyszał. – Bałem się, że wina i tak spadnie na mnie więc kłamałem, nie miałem żadnej linii obrony – wyjaśniał oskarżony. Wtedy też powiedział, że choruje na padaczkę i podczas napadów jest zdolny zrobić krzywdę. – Może podczas napadu uderzyłem go w głowę drewnianym kołkiem. Niczego nie pamiętam – zeznawał przed sądem. Nie przyznaje się do winny. Zapewnia, że nie wziął pieniędzy od ofiary i nawet ich nie widział. Trzy lata wcześniej policja również była w domu Mirosława. Wtedy został tam znaleziony martwy mężczyzna. Leżał w kałuży krwi. Śledztwo jednak wtedy nie zostało wszczęte. Nie wyjaśniano przyczyny śmierci tego mężczyzny. Jak ustaliliśmy, on również miał śmiertelne rany głowy. Przeczytaj też: Horror. Ciało kobiety zakopane w lesie w Zielonej Górze. To brutalne morderstwo Zobacz też wideo: KRYMINALNY CZWARTEK - Pościg za naćpanym kierowcą. 25-latek miał przy sobie narkotyki. Jechał skrajnie niebezpiecznie Piotr Jędzura
Czesław został zatłuczony motem ciesielskim zaraz po tym, jak tylko wziął z banku sporą pożyczkę gotówkową. O morderstwo podejrzany jest jego kolega, Mirosław S. Właśnie ruszył proces w tej sprawie. Oskarżony o morderstwo mężczyzna w czwartek, 1 lutego, przed sądem wszystko zrzucił na padaczkę. Kłamał podczas zeznań, bo jak mówi bał się, że… wina spadnie na niego. Przed trzema laty, w tym samym domu, również znaleziono ciało mężczyzny. Nikt wtedy nie oskarżył Mirosława S. Mirosław S. i Czesław znali się od dawna. Od pewnego czasu mieszkali razem w domu Mirosława w małym Klikowie koło Żagania. Żona wyrzuciła Czesława z domu i musiał się gdzieś podziać. Zajął jeden pokój w domu kolegi. Dokładał do czynszu. Był na górniczej emeryturze. W grudniu, przed świętami 2015 r., mężczyźni pili alkohol. Dołączył do nich jeszcze Mirosław K. Było co świętować. Czesław właśnie dostał sporą pożyczkę z banku. Mężczyźni rozeszli się. Kilka godzin później Mirosław S. zadzwonił na pogotowie. Był zdenerwowany. Dyspozytorowi powiedział, że jego kolega leży na tapczanie, a z głowy bardzo mocno leci mu krew. Kiedy na miejsce dojechali policjanci, zastali charczącego Czesława. Miał zmasakrowaną głowę. Krew z ran tryskała na ściany. – Oskarżony nieudolnie próbował udzielić pomocy mężczyźnie uciskając ranę na głowie – mówił jeden z policjantów. Czesław umierał. Już na miejscu zbrodni Mirosław rzucał winę na inne osoby. Mówił, że był w lesie i kiedy wrócił do domu zobaczył zakrwawionego Czesława. Twierdził, że zabił go ktoś pod jego nieobecność. Policjanci bardzo szybko znaleźli narzędzie zbrodni. To ogromny młot ciesielski. Mirosław wrzucił go do wiadra z wodą i wapnem. Tak próbował zacierać ślady okrutnej zbrodni. Został zatrzymany na miejscu zdarzenia. Podczas śledztwa okazało się, że Mirosław S. kłamał. Był w domu, a nie w lesie. Wtedy od razu zmienił wersję wydarzeń. Powiedział, że spał w swoim pokoju i niczego nie słyszał. – Bałem się, że wina i tak spadnie na mnie więc kłamałem, nie miałem żadnej linii obrony – wyjaśniał oskarżony. Wtedy też powiedział, że choruje na padaczkę i podczas napadów jest zdolny zrobić krzywdę. – Może podczas napadu uderzyłem go w głowę drewnianym kołkiem. Niczego nie pamiętam – zeznawał przed sądem. Nie przyznaje się do winny. Zapewnia, że nie wziął pieniędzy od ofiary i nawet ich nie widział. Trzy lata wcześniej policja również była w domu Mirosława. Wtedy został tam znaleziony martwy mężczyzna. Leżał w kałuży krwi. Śledztwo jednak wtedy nie zostało wszczęte. Nie wyjaśniano przyczyny śmierci tego mężczyzny. Jak ustaliliśmy, on również miał śmiertelne rany głowy.
od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zary.naszemiasto.pl Nasze Miasto