Znęcała się nad dziećmi w rodzinie zastępczej
51-letnia Ukrainka, Svitlana P. przyjechała do Poznania w ubiegłym roku, niedługo po wybuchu wojny wraz z dziesięciorgiem podopiecznych. Poznaniacy pomogli, organizując m.in. mieszkanie na Jeżycach.
Kobieta miała się opiekować dziećmi w wieku od 4 do 16 lat od marca 2020 roku, jeszcze w Ukrainie. Po przyjeździe do Polski stanowiła dla nich rodzinę zastępczą. Po podejrzeniach jednej z kobiet pomagających rodzinie, jej sprawą zajęła się policja i prokuratura.
Czytaj więcej na ten temat:Ukrainka oskarżona o okrutne znęcanie się nad dziećmi stanęła przed sądem w Poznaniu. "Obiecuję, że nikogo już nie skrzywdzę"
Ze śledztwa wynika, że 51-latka miała popychać dzieci, podpalać im włosy, bić pałką, oraz pasem po całym ciele. Dowody mają wskazywać, że ograniczała dzieciom dostęp do toalety i jedzenia. Śledczy odkryli także, że wykorzystywała dzieci seksualnie i przykazywała je innym, z czego zrobiła sobie źródło dochodu.
19 maja kobieta stanęła przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Nie przyznała się do winy i złożyła wyjaśnienia.
- Miałam dom dziecka na Ukrainie przez 14 lat. Nie otrzymywałam żadnych skarg, ani pytań. Dzieci zawsze miały jedzenie, ubrania, zabawki. Proszę żeby sąd zaprosił świadków z Ukrainy, którzy mogliby świadczyć w mojej obronie
- kontynuowała.
Na utrzymanie jednego dziecka Svitlana P. otrzymywała na Ukrainie 700 zł miesięcznie. Kurator miał odwiedzać ich raz w miesiącu. Oskarżona nie przyznała się do podawania grzybów halucynogennych dzieciom. Zaprzeczyła też, aby do domu mieli przyjeżdżać mężczyźni.
Nauczycielki opowiadają o dramacie, który rozegrał się w szkole
Kobieta przebywa w areszcie, a we wtorek przesłuchano kolejnych świadków. Niektóre zeznania są wyłączone z jawności, ale w czwartek odbyły się m.in. przesłuchania nauczycielek, które pracowały w szkole, do której uczęszczało kilkoro dzieci.
Wychowawczyni jednego z chłopców opowiada, że miała z nim kontakt jedynie przez ok. półtorej godziny. Chłopiec miał przyjść na lekcje bardzo zdenerwowany. Krzyczał po ukraińsku, że nie chce być w szkole, nie chciał także wejść do klasy. Z pomocą innych ukraińskich dzieci udało się go namówić na zabawę, dostał także prezent powitalny w postaci artykułów szkolnych.
Podczas lekcji religii, jedna z nauczycielek opiekowała się dziećmi, które na nią nie uczęszczały. W tym czasie dzieci miały się lepiej poznać.
- Chłopiec wydawał się zaangażowany, ale dopóki coś mu nie wyszło, zdenerwował się i wybiegł na korytarz i znowu krzyczał, że nie chce tu być. Pani z portierni go przyprowadziła, znów zaczął krzyczeć, rzucać doniczkami i kwiatami, brał krzesła, odwrócił je i nogami chciał zrobić nam krzywdę, zaczął krzyczeć, drapać jedną nauczycielkę, pomagała pani sprzątająca, która była Ukrainką, żeby pomagała tłumaczyć
- opowiada nauczycielka, która wyjaśnia także, że szkoła otrzymała wcześniej informację, że dziecko jest po trudnych doświadczeniach i należy unikać kontaktu fizycznego, bo może on być dla chłopca trudny.
Ostatecznie chłopiec został odebrany przez nowych opiekunów, którym udało się uspokoić i wyciszyć dziecko. Ostatecznie trafił on do szpitala psychiatrycznego.
Oskarżonej grozi kara nawet do 15 lat więzienia.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Kieleccy policjanci przejęli w Warszawie narkotyki:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?