MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia sprzed lat w Jasieniu niedaleko Żar. Rodzice zabili Pawełka tuż po narodzinach i wrzucili do kloaki

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Tutaj spoczywa Pawełek
Tutaj spoczywa Pawełek Mariusz Kapała
10 lat temu małą miejscowością, niedaleko Żar wstrząsnęła makabryczna zbrodnia. Maluśki biały grób. Białe kwiaty. I biała szarfa: „Kochanemu synkowi rodzice”. Mama i tata Pawełka kochali na... zabój. Gdy byliśmy tego dnia w Jasieniu siedzieli w areszcie. Znęcali się nad trzydniowym noworodkiem, a później utopili Pawełka w latrynie.

Cmentarz w Jasieniu. Biała szarfa powiewa na wietrze. Przechodząca obok kobieta żegna się powoli, z namaszczeniem.
- Aniołek - mówiła. - A widzi pan ten grobek obok? O życie tego dziecka rodzice walczyli miesiącami. Nie udało się. Ot, sprawiedliwość. Ale Bóg miał w tym jakiś plan.
Na czym polegał boski plan wobec Pawełka? Chłopczyk, któremu imię nadano po śmierci, przyszedł na świat zdrowy, 13 stycznia 2011 roku. 15 stycznia już nie żył. Matka i ojciec najpierw skatowali noworodka, później wrzucili do latryny. Ale bali się, że mógł przeżyć. Wyciągnęli, jeszcze raz zmaltretowali i wrzucili ponownie. Wtedy byli już pewni.
Policjanci zajrzeli do przydomowej latryny. Wiedzieli czego, a właściwie kogo szukają. Sąsiad zauważył, że Agnieszka, która w ciąży chodziła, brzucha już nie ma, a dziecka nie widać. „Mama” przyznała w rozmowie z funkcjonariuszami, że była w ciąży z 60-letnim znajomym i sama pokazała, gdzie dziecko można znaleźć.

Ta szarfa na wieńcu poruszyła całe miastoDariusz Chajewski

Za zieloną furtką

- Jego, znaczy tatę, widziałam jeszcze w niedzielę, dzień po śmierci dzieciaka - opowiadała przed laty sąsiadka. - Był tak pijany, że nie mógł trafić w furtkę.

Zielona furtka prowadziła na ciasne podwórko, wciśnięte między zaniedbany dom a ciąg komórek z żółtej cegły. Za jednymi z tych półokrągłych drzwi... Nie, jeszcze bardziej bolesnym widokiem jest stara huśtawka, która lekko kołysze się na wietrze. Pawełek na niej nie usiądzie...

Drzwi, schody. On, tata, mieszkał tu od zawsze. Jak opowiadali sąsiedzi, miał około sześćdziesiątki. Z pierwszą żoną miał dwoje dzieci, wtedy już dorosłych. Ludzie mówili, że to była babka z klasą. Druga żona zmarła. Został wdowiec, który lubił zajrzeć do kieliszka. Bardzo.

Życie chłopczyka dobiegło końca w przybudówce z żółtej cegły. Najpierw rodzice go skatowali, później wrzucili do latrynyMariusz Kapała

- Ale żeby awanturny był, to nie powiem - zapewniała sąsiadka.
Ona, mama, przyszła tu z ul. Kolejowej, gdzie mieszkała przy matce. To był związek raczej dochodzący. Kobieta z przeszłością, nastoletni syn w internacie.
- To była, to jest wspaniała kobieta - zapewniała nas jej matka. - Rwała się do każdej pracy, za robotą jeździła nawet po okolicznych miejscowościach.
Nieco później usłyszymy, że dzieciństwo 40-latki wcale takie szczęśliwe nie było.

Oboje po przejściach

Czy to była miłość? Jego brat tylko się uśmiechał. Miłość? Raczej nie chcieli być osobno. Mężczyzna po przejściach, kobieta z przeszłością.
- To wszystko przez ten alkohol - mówił brat. Mieszkał w tym samym domu. Trzeba było wspiąć się po stromych schodach. Wyżej jest już tylko zaniedbany strych.
- Byliśmy raczej sąsiadami niż braćmi, mijaliśmy się - tłumaczył dziesięć lat temu. - Sąsiadem nie był nadzwyczajnym, często imprezowali.

Brat opowiadał, że gdy przechodził obok latryny, czuł ciarki na plecach. Jak tak można było? I on, przecież miał sześćdziesiątkę, dwoje dzieci wychował, że coś takiego...

- Nawet ja nie wiedziałem, że była w ciąży - dodał. - Ale przecież nie planowali tego od początku, nie chodziłaby z tym dzieckiem w ciąży osiem miesięcy. To musiał być alkohol i jakieś chwilowe szaleństwo.
Dlaczego? Nie wiedział. Nie miał pojęcia. Może starsza siostra, ona była z nimi bliżej.
- Nie, dziękuję - starsza siostra zamknęła przed nami drzwi.

Drastyczne zabójstwo w Nowej Soli

Niczemu się nie dziwię

- Nie, jeśli chodzi o nich, to niczemu się nie dziwię - sąsiadka pytała, czy napiję się kawy. Widać, że sporo myślała o tej tragedii, o nich. - Nie żeby byli kłopotliwi. Ale byli tacy, tacy... skończeni. Bez przyszłości - stwierdziła. - Są ludzie, którzy starają się walczyć z codziennością, ze złym losem. Oni tego nie robili. I wyłączyli wszystko. Pewnie także ludzkie uczucia. Pomogła im w tym wóda.
- Stoczyli się na samo dno - podpowiadała sąsiadka z naprzeciwka.

- Nie, to nie to - uważa kobieta. - Oni byli, jak ci wszyscy zarośnięci, śmierdzący, których można spotkać po parkach. Oni tylko myślą o tym, żeby się napić, uciec. Dziecko by im przeszkadzało. Zmuszało do utrzymania się na powierzchni. A oni nie chcieli.
W ośrodku pomocy społecznej szefowa nie musiała zaglądać do dokumentów. Oboje byli podopiecznymi ośrodka, ale osobno. Nie występowali jako rodzina. Ona dostawała pomoc na syna mieszkającego w internacie. On...? Cóż, a do emerytury sporo mu brakowało.

- Gdybyśmy wiedziały, że ona jest w ciąży, całkiem inaczej byśmy z nią rozmawiały - tłumaczyła kierowniczka ośrodka. - Zawsze, na wszelki wypadek, mówimy, że istnieje możliwość zostawienia dziecka w szpitalu, że ma szansę na adopcję, na normalne, szczęśliwe życie. Kilka dziewcząt, kobiet z tego skorzystało...

Nie chcieli ciężaru

Jasień w te dni jest szary, bury, smutny... Brodaty mężczyzna zaczepił nas przy cmentarnym murze. Może dołożę mu do biletu kolejowego? Do rodziny chce pojechać, dawno jej nie wiedział, a Jasień działa na niego przygnębiająco. Pytam o ojca Pawełka. Wzrusza ramionami.
- No, ja dziecka bym nie skrzywdził. Nie wiem, co im odbiło. Zrobili je po pijaku, nie chcieli ciężaru - podejrzewał.
Bo Jasień to mała miejscowość jest. Wszyscy się znają. Jej matka bała się wyjść na ulicę. Wzrok ludzi aż parzył. Ale bardziej bolały te myśli. Dlaczego? Byli normalną rodziną. Było biednie, ale przecież miłości nie brakowało.
- To naprawdę była, jest wspaniała dziewczyna - mówiła szeptem. Obok stał nastoletni wnuk. Ludzie nie rozumieją. Ona też nie rozumiała. Przecież to się nie mieści w głowie. Jak mówi, to ona zorganizowała pogrzeb Pawełka. Takie ładne imię wybrali. Było kilka osób. Najbliżsi. A później ludzie na cmentarz biegali, szarfę oglądali i gadali.
- Taka trochę dziwna była - wspominała koleżanka ze szkoły, z klasy. Dziwne, wszyscy mówili o nich już w czasie przeszłym. - Pewnie, chciała kochać, jak każda kobieta. Ale jakoś jej tak się nie udawało. A że się z nim związała... To trochę tak, że swój ciągnie do swego. W desperacji już była. Też sama wychowuję dzieciaka, ale żeby aż tak... Myślę, że to on nie chciał dziecka, a ona z nim chciała być. Nie wyobrażam sobie, żeby matka...
Pytana kobieta z wózkiem natychmiast wyciera oczy grzbietem zmarzniętej dłoni. Niemowlak ubrany na niebiesko, zapewne też chłopczyk.
- Jak oni mogli, przecież ono już na nich patrzyło, już ich, ją kochało... Nie wierzę, że matka... - urwała w połowie zdania.

Archiwum X. Kto zabił mieszkańca Żagania

Może i lepiej?

Kilka dni po zabójstwie oboje rodziców zatrzymano. Sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie i dla matki, i dla ojca. Cytując prowadzących śledztwo, „zgromadzony materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie kobiecie i jej konkubentowi zarzutów zabójstwa dziecka”. Prokurator dodawał, że nie składali wyjaśnień, nie mówili.

Nie poroniła. Podczas sekcji zwłok znaleziono liczne obrażenia na ciele Pawełka. Noworodek po urodzeniu żył kilkanaście, najwyżej kilkadziesiąt minut. Powołany w toku śledztwa biegły stwierdził, że noworodek mimo cech niedojrzałości był zdolny do życia pozałonowego.

Tutaj spoczywa PawełekMariusz Kapała

Po urodzeniu żył kilkanaście do kilkudziesięciu minut. Przyczyną jego nagłej i gwałtownej śmierci dziecka były rozległe obrażenia głowy z częściowym oskalpowaniem i następowym wykrwawieniem.
Bardziej wylewna była przed sądem. Opowiadała, że poroniła i w poporodowym szoku pozostawiła martwe dziecko w toalecie. Nie przyznała się do morderstwa. Winą obarczyła konkubenta. To on - jak twierdziła - mógł zabić dziecko. Jej przy tym nie było. Jednak prokuratorom nie była w stanie wytłumaczyć, dlaczego nie zainteresowała się losem noworodka. Mężczyzna również nie przyznał się do winy. W styczniu 2012 roku usłyszeli oboje wyrok. 25 lat więzienia…
Kobieta na cmentarzu jeszcze raz się żegna.
- Aniołek - powtarza. - Może i lepiej, co to dziecko miałoby za życie...
A na podwórku wiatr delikatnie porusza huśtawką.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Prezydent Andrzej Duda obchodzi 52. urodziny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zary.naszemiasto.pl Nasze Miasto