SWISS KRONO to jeden z największych pracodawców w regionie. Czy dobrym? Zapytaliśmy kilku pracowników

Artykuł sponsorowany SWISS KRONO
Szkolenie z najbardziej zaawansowanych technik motywacji zawsze się przydaje. To ważne, by do pracy przychodzić z chęcią.
Szkolenie z najbardziej zaawansowanych technik motywacji zawsze się przydaje. To ważne, by do pracy przychodzić z chęcią. Fot. archiwum SWISS KRONO
Czy pracownik liniowy może zostać kierownikiem albo specjalistą? U nas tak. A w dodatkach i benefitach dostanie nawet drugą pensję. Pracownicy opowiadają, jakim pracodawcą jest SWISS KRONO.

W SWISS KRONO wiemy, że największą wartością w biznesie jest człowiek. Na nic nowoczesne urządzenia, jeśli nie obsługują ich zaangażowani pracownicy. Sprzedaż i marketing działają, gdy realizują je ludzie związani z firmą i dumni z niej. Dbamy o naszych pracowników, czyli o siebie nawzajem. Z suwnicowego można awansować na kierownika, ukończyć studia z dofinansowaniem i liczyć na wsparcie w trudnych życiowych momentach.

Interesująco, przyjaźnie i rozwojowo

Marek Michalewski pracuje w firmie od 44 lat. Marcin Polak zaczynał jako pakowacz, dziś na stanowisku kierownika zarządza 40-oma osobami. Jarosław, pracownik warsztatu, ok 1 rok spędził na zwolnieniu, a firma pokryła koszty jego leczenia. Z kolei Daria młoda i ambitna, cieszą ją ciekawe wyzwania i atrakcyjne benefity.

Firma nas wspiera

Najbardziej szczycimy się tym, że nasz pracodawca nie stawia ograniczeń. Wręcz przeciwnie: firma promuje awans wewnętrzny i jak najniższą rotację pracowników. Jeśli ktoś chce pracować, stara się wykonywać swoją pracę dobrze i zgodnie żyć z kolegami, może liczyć na docenienie. W Żarach gra się zespołowo. Dobrych pracowników zawsze staramy się zatrzymać i oni o tym wiedzą. Jak nasz kolega Jarek, który zatrudnił się 36 lat temu w ZPW. Dziś w SWISS KRONO cieszy się szacunkiem i ogólną sympatią. Sam mówi, że czuje się tu dobrze, a przede wszystkim bezpiecznie. Szczególnie od czasu, gdy...

– Byłem wraz z żoną w sanatorium i to tam przydarzył mi się przykry wypadek. Zerwałem sobie ścięgno barkowe. Próbowałem uporać się z problemem przy pomocy publicznej służby zdrowia, ale ta całkowicie zawiodła. Wypadek wydarzył się w styczniu, termin operacji w trybie pilnym wyznaczono mi na wrzesień – wspomina kolega z działu mechanicznego. – Nie mogłem tyle czekać. Na szczęście pomogła firma. W pierwszej kolejności skorzystałem z prywatnego pakietu medycznego, a potem dostałem kilkanaście tysięcy złotych na zabieg i prywatną rehabilitację, bo na tę z NFZ trzeba bardzo długo czekać. Nikt nawet nie pomyślał o tym, żeby mnie zwolnić po powrocie z rocznego zwolnienia lekarskiego. Żal mam tylko o to, że po tylu latach płacenia wysokich składek zdrowotnych nie mogłem skorzystać z leczenia od państwa. Przecież mi się należało. – z nutką żalu zauważa pan Jarosław.

Gdy Państwo zawodzi, pomoże firma

W sytuacji stale niedofinansowanej publicznej służby zdrowia, prywatne pakiety medyczne stały się pożądanym dodatkiem do pensji, który w trudnych chwilach pomaga zaoszczędzić setki, a nawet tysiące złotych: – Do ubezpieczenia medycznego LUX MED można przystąpić od pierwszego dnia pracy – mówi Beata Pacholska z działu HR SWISS KRONO – Po roku w firmie można już liczyć na dofinansowanie, a potem na pełne finansowanie przez pracodawcę rozszerzonego pakietu. Ubezpieczenie grupowe z kolei dofinansowujemy po pół roku. Pracownik płaci na nie 8,50 zł miesięcznie, firma 93 zł. To ważne narzędzia, które dają naszym pracownikom poczucie bezpieczeństwa. Z kolei o zapomogę z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych może starać się każdy pracownik dotknięty wydarzeniem losowym. Może to być choroba własna, jak w przypadku pana Jarka, ale w ostatnim czasie wypłaciliśmy też dość wysokie kwoty innym kolegom na leczenie ich bliskich. Zdarzają się zalania, pożary. Wtedy można liczyć na wsparcie od 1000 do nawet kilkunastu tysięcy złotych – wyjaśnia nam Beata.

Mamy duże szanse na awans

Kiedy potrzebny jest nowy pracownik na stanowisko specjalisty, mistrza, kierownika, czy nawet wyższe, w pierwszej kolejności prowadzimy rekrutację wewnętrzną. Wśród swoich. Nawet z najniższego stanowiska można dojść wysoko. I nie mają tu znaczenia znajomości, czy układy. Możesz być synem dyrektora, ale traktowany będziesz po prostu jako TY. Znajomości wyrabiasz sobie samodzielnie, wykazując się pracowitością, pomysłami, charyzmą. Sumienność, pomysłowość i własna inicjatywa są zauważane. U nas nie ma szklanych sufitów. Jako przykład przytoczymy historie dwóch kolegów.

Od pakowacza do kierownika

– Do Kronopolu nie było łatwo się dostać. Udało mi się w 2001 roku, ale musiałem się za tym „nachodzić”. – zaczyna swoją historię Marcin Polak. – Przyjąłem się na stanowisko pakowacza. Po trzech miesiącach linia przeniosła się do magazynu wysokiego składowania. Tam przez rok opisywałem płyty, potem zostałem operatorem suwnicy, po kilku latach brygadzistą. Potem przeszedłem przez stanowiska specjalisty i mistrza, a dziś jestem kierownikiem m.in. magazynu wysokiego składowania, magazynu technicznego ze stacją paliw i narzędziownią, dwóch linii pakowania, a wkrótce również nowo wybudowanego, automatycznego magazynu wysokiego składowania obsługiwanego przez sześć nowoczesnych układnic.– wylicza Marcin. Dzięki czemu awansował? Zaangażowaniu, inteligencji i dobrym pomysłom. Tak właśnie u nas jest.

Z wózka widłowego do marketingu

Podobne doświadczenia ma inny nasz kolega. Marcin Stachów zaczynał pracę, jako młody chłopak w stolarni. Był też operatorem wózka widłowego. Równocześnie kończył studia inżynierskie.

– Wydaje mi się, że zostałem zauważony w dużej mierze dzięki wykształceniu – ocenia Marcin. – Skończyłem technikum logistyczne, potem studia w tym samym kierunku. Wykształcenie chciałem uzupełnić o zarządzanie i project management. Studia magisterskie kontynuuję właśnie w tym kierunku, ale finansuje mi je pracodawca. A ja przeszedłem do działu marketingu. Obecnie pracuję jako specjalista ds. produktu.

Rozwijamy się z firmą

Marek Michalewski pracuje w firmie dłużej, niż wielu z nas bawi na tym świecie. Pierwszy raz przyszedł do pracy 1 lipca 1979, czyli jeszcze do ZPW. Przez kolejne lata zmieniał się właściciel, nazwa firmy, a Marek wciąż pracował na kolejnych stanowiskach – od pracownika magazynu technicznego do starszego specjalisty ds. zakupów. Pamięta początki: – Zaczynaliśmy od testowania prototypowych maszyn konstrukcji radzieckie. – wspomina Marek. – ZPW to był czas marazmu i niepewności. Do momentu wejścia grupy szwajcarskiej. Dla mnie, jak dla wielu innych ludzi przejęcie wiązało się z nadzieją dla której chcieliśmy pracować. Zaczęliśmy inaczej zarabiać. Warto było pracować w nadgodzinach. Od tamtej chwili zapomniałem o zastoju. Zaczął się olbrzymi postęp, który trwa do dziś. Do firmy wchodziły i wchodzą najbardziej nowoczesne maszyny i narzędzia. Każdego dnia zajmuję się sprowadzaniem technologii z szerokiego świata, muszę być na bieżąco – opowiada Marek i dodaje: – Dziś czuję dumę, że pracuję w tej firmie.

Wyzwania i wsparcie

Średni staż pracy w SWISS KRONO to 16 lat. Mamy pracowników z ponad 40-letnim stażem, ale i całkiem młodych. Daria Podedworna to koleżanka z działu HR. – Pracuje mi się w SWISS KRONO bardzo dobrze. Dostałam posadę na stanowisku, które jest dla mnie interesujące, warunki finansowe mnie satysfakcjonują, ale przede wszystkim odpowiadają mi warunki pracy i atmosfera w dziale. Od samego początku mogłam liczyć na wsparcie. Nigdy nie zostałam pozostawiona sama z problemem, czy trudniejszym zagadnieniem. Cieszą mnie też możliwości szkolenia i rozwoju z których już miałam okazję kilkukrotnie korzystać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: SWISS KRONO to jeden z największych pracodawców w regionie. Czy dobrym? Zapytaliśmy kilku pracowników - Lubsko Nasze Miasto

Wróć na zary.naszemiasto.pl Nasze Miasto